poniedziałek, 30 grudnia 2019

Wujek.

11. Nie odmawiała sobie mocniejszych trunków.

Stała wsparta o schody prowadzące na strych. Była jedynie w krótkiej koszulce i majteczkach. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie, by nabrać przekonania, że ona, także nie odmawiała sobie mocniejszych trunków. 


Ta, z kolei, przygoda miała miejsce jesienią. Pamiętam, że Iwonka postanowiła wybrać się do koleżanki na imprezę urodzinową. Jej przyjaciółka mieszkała stosunkowo daleko, a dojazd komunikacją nie był zbyt dogodny. Z tego też względu poprosiła mnie, chociaż raczej bardziej moją żonę, o pomoc. Tak to miało wyglądać, przynajmniej, w teorii. Swoją drogą, pojęcie ludzkie przechodzi, co taka młodzież potrafi wymyślić. 
Gówniara, dobrze wiedziała, że swojej drugiej połowie nie odmówię nawet najbardziej uciążliwej podróży. Doskonale wiedziała, co robi. Umiała zagadać tak, żeby ciocia, bez dopytywania o szczegóły, przystała na jej prośbę. No cóż jak, tak naprawdę, niewiele miałem w tej sprawie do powiedzenia. Moja ślubna powiedziała “jedziesz” i jadę. To było naturalne.
Następnego dnia, o ustalonej godzinie byłem pod jej blokiem. Do samochodu, a jakże, odprowadziła ją mama. Nic nie wskazywało na późniejsze, powiedzmy, kłopoty. Nastolatka była, jak przystało na przykładną córeczkę, poprawnie ubrana i zachowywała się jak należy. Przynajmniej jeszcze w tym momencie. 
Wsiadła i ruszyliśmy. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i że za dwie godziny będę z powrotem w domu. Niestety, moje auto już w połowie drogi zaczęło domagać się wizyty u mechanika, by w końcu całkowicie rozkraczyć się na środku drogi. Dobrze, że kilkaset metrów dalej był warsztat. Ledwo zapchaliśmy tam tego grata. Po wszystkim musieliśmy radzić sobie w inny sposób. Było ciemno i chłodno. Nikt nie miał ochoty na tanie, ale skomplikowane rozwiązania. Ustaliliśmy, że nie ma innego wyjścia i trzeba zadzwonić po taksówkę. Nie powiem, kosztowało nas to trochę, ale i tak cieszyliśmy się, że ogóle jakoś dotarliśmy na miejsce. 
Był późny wieczór, samochód miał być naprawiony dopiero po weekendzie. Nie bardzo miałem czym wrócić. Chociaż nie bardzo mi to odpowiadało, postanowiliśmy, że zostanę na tej imprezie. Po prawdzie, to był jej pomysł i to ona na to nalegała. Podobno miało być wystrzałowo. 
No cóż rzeczywistość okazała się być zgoła inna. Zabawa, jak dla mnie, była zbyt głośna i zbyt dziecinna. Czułem, że nie pasuję do towarzystwa piętnasto, szesnastolatków. Na dodatek, już po godzinie rozbolała mnie głowa. Miałem wrażenie, że jestem trochę przeziębiony. W pewnym momencie spasowałem i powiedziałem, że mam dość. 
Może się zdziwicie, ale moja ulubiona kuzyneczka nie wykręciła żadnego numeru, jeszcze… Obecność rówieśników okazała się atrakcyjniejsza, niż podstarzały wujek. Szalała z koleżankami i kolegami tak, że mało chałupa się nie rozpadła. Ja, natomiast, położyłem się w pokoju, na górze, który, specjalnie dla mnie, przygotowali rodzice dziewczyny u której gościliśmy. 
I tak, trochę na własne życzenie, zostałem sam. Czułem się dziwnie. Nie dość, że bolała mnie głowa, to jeszcze pomieszczenie było zimne, bo używane tylko okazjonalnie. Co prawda włączyli ogrzewanie, ale na razie nie czułem jeszcze efektów jego działania. 
To nie był jeszcze koniec niedogodności. Pościel była lodowata. Nie wiem, gdzie oni ją trzymali, na dworzu? Na dodatek jeszcze te hałasy dobiegające z dołu. Jakby ktoś jeździł czołgiem po parterze. Bardzo się starałem ale, nie mogłem zasnąć. Marzyłem o niej. Wiem, że nie powinienem, że to nieprzyzwoite, nawet w myślach, ale nie mogłem tego powstrzymać. Czas jakby stanął w miejscu. Byłem tylko ja i ona: delikatna, czuła i gorąca. Te słodkie wyobrażenia jakoś łagodziły niedogodności tego wszystkiego. 
W końcu, jednak, mój organizm poddał się zmęczeniu. Zapadłem w kamienny sen. Obudziłem się wcześnie rano. Było cicho tak, jakby dom był całkowicie pusty. Aż trudno uwierzyć, że skończyli o w miarę ludzkiej godzinie. Wykorzystałem to i wszedłem do łazienki. Ogoliłem się i umyłem. Wciąż było cicho jak w grobie. Postanowiłem się trochę rozejrzeć. 
Zastanawiałem się, jak gospodarzom udało się zakończyć tak szampańską zabawę. Z tego, co zdążyłem zauważyć, był tam alkohol i to chyba całkiem sporo. Intrygowało mnie jaki był efekt mieszania piwa, wina i wódki przez tych gówniarzy. 
Postanowiłem zaspokoić swoją ciekawość. Chodziłem korytarzem od drzwi do drzwi. W każdym z pomieszczeń spało po kilka osób. Wyglądało to zabawnie, nawet się nie rozebrali, niektórzy byli jeszcze w butach. Leżeli jak śledzie, jedno na drugim. W powietrzu unosiła się ciężka woń papierosów i alkoholu. 
-Pochlało się, co? No to teraz będzie kac, - mruknąłem sam do siebie i uśmiechnąłem się. 
Przeszedłem już cały dom, ale nigdzie nie mogłem znaleźć Iwonki. Nagle, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu, natknąłem się na nią w przedpokoju. Stała wsparta o schody prowadzące na strych. Była jedynie w krótkiej koszulce i majteczkach. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie, by nabrać przekonania, że ona, także nie odmawiała sobie mocniejszych trunków. Chwiała się lekko na nogach. Wyglądała zabawnie ale bardzo podniecająco.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...