niedziela, 19 kwietnia 2020

Projekt: "Przyszłość".


45. Wychowawczyni zwana też Szczotą.

Tak więc drzwi się otworzyły i stanęła w nich nasza wychowawczyni, zwana też Szczotą. Chyba ze względu na jej ostry charakter. Nic dodać, nic ująć. Jej wzrok mówił wszystko. W zasadzie nie musiała się już odzywać. Sparaliżował mnie strach. 


Wiedziałem, że jest sobota i, najprawdopodobniej, wychowawczyni nie będzie na dyżurze. Zwykle tak bywało, kiedy zbyt mało wychowanków zostało w internacie. Pewności jednak mieć nie mogłem. 
Drzwi do pokoju, o którym myślałem, były zamknięte. To był kolejny dobry omen. Los zdawał się nam sprzyjać. “Oby tak dalej”, - pomyślałem. Jeszcze raz spojrzałem na nią, a ona na mnie. Spod tych dużych okularów uśmiechnęła się szczerze. To było tak, jakbyśmy kradli od życia najcudowniejsze chwile. 
Weszliśmy do pokoju. Cały drżałem z wrażenia. Musiałem być nim a  on mną. Nie dało się inaczej. To było jednak nasze wspólne doświadczenie rzeczywistości, niezależnie od tego, czym ona była dla każdego z nas z osobna. 
Byłem bardzo poruszony. Teraz moja świadomość, moja młoda wyobraźnia rysowała kilka scenariuszy, które w dużej mierze zależały od tego, jak zachowa się moja wybranka. 
“Wybranka? Dziewczyna. O tak… dziewczyna. Przecież ona już jest moją dziewczyną, więc mogę chcieć dużo więcej. Och, jakie życie jest cudowne!” - myślałem. 
Stała w drzwiach z opuszczonymi dłońmi i patrzyła na mnie. Kiedy je zamykałem miałem poczucie, że robię coś bardzo niestosownego. Nie wolno było się zamykać na klucz w pokojach. Wiedziałem też jednak, że muszę to zrobić, że nie ma innego wyjścia. 
Stała w przedpokoju i nie wiedziałem, czy mam się na nią się rzucić, zacząć całować, czy rozebrać i zabrać od razu się do seksu. Seks. No właśnie. Seks filmach, które widziałem wtedy ukradkiem. To nie były pornusy takie, jak to są teraz w necie. To były jakieś tam zwykłe erotyki, nadawane w telewizji po północy, tak aby dzieci nie mogły ich widzieć. W tych wszystkich filmach było to takie proste, a jednocześnie gwałtowne, czasami zbyt techniczne jak dla mnie.
“No tak, ale teraz z tą istotą, niemal boską, jak ja mam to zrobić?” - myślałem. 
Niepewność mieszała się z podnieceniem, wręcz z ogromnym pożądaniem. 
-Napijesz się herbaty, może? - spytałem tak, jakby to było najważniejsze. 
To wszystko miało jednak swoje znaczenie. Dawało mi czas na zastanowienie się i na ochłonięcie trochę, na reakcję. 
Pokiwała głową. 
-Siadaj, - powiedziałem, - rozgość się. Luksusów tu nie ma, ale…  
Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku, na moim łóżku. W pokoju nikogo nie było. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. Kolejne boskie zrządzenie? Kolega pojechał do domu na sam wieczór, a brat gdzieś się wybrał. Nie miałem pojęcia gdzie. Pewnie do kumpli. Czasami mu się zdarzyło, że siedział w pokoju u nich prawie do rana. Kiedy nikt im nie przeszkadzał grali w karty, albo w szachy. 
Swoją drogą, słyszałem jakieś odgłosy jakieś dwa pokoje dalej. Być może tam siedzieli. Czasami grali w pokera. Na zapałki oczywiście, bo kasy i tak nie było. Jednak i to było surowo zabronione, bo ponoć wyrabiało nawyk hazardu. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że i tak grali. 
Więc była tutaj, aż trudno było w to uwierzyć. Ja, taki przeciętniak i ona, ta piękna, rudowłosa dziewczyna, w tych wielkich okularach. 
Zrobiłem herbatę z cytryną. Postawiłem szklankę na stoliku obok niej, a później usiadłem po przeciwnej stronie. Nie wiem dlaczego akurat tak siedzieliśmy. Piliśmy powoli i patrzyliśmy na siebie. W powietrzu iskrzyło od naszych pragnień i marzeń. 
W pewnym momencie usłyszałem głośne kroki na korytarzu, a zaraz później walenie do drzwi. Zareagowałem tak jak wymagał ode mnie regulamin. W jednej chwili podniosłem się i przekręciłem kluczyk w drugą stronę. To był mój błąd. Zresztą, nie mam pojęcia, co by się stało gdybym postąpił inaczej, jak to wszystko by się rozegrało. 
Tak więc drzwi się otworzyły i stanęła w nich nasza wychowawczyni, zwana też Szczotą. Chyba ze względu na jej ostry charakter. Nic dodać nic ująć. Jej wzrok mówił wszystko. W zasadzie nie musiała się już odzywać. Sparaliżował mnie strach. 
-A ty pana, co tutaj robisz?! - odezwała się stanowczym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. - Natychmiast marsz na żeński! 
A do mnie odezwała się: 
-Czy zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! 
-Psorko, ale ja…  
-Żadne ale…  wiesz przecież, że nie można sprowadzać gości o tej godzinie. 
Spuściłem głowę. 
-Zdajesz sobie sprawę, że muszę o tym wszystkim powiedzieć kierownikowi internetu. 
-Ale psorko… proszę…  
-No dobrze, - uspokoiła się trochę, - Na razie idziesz mołda do siebie, a jeśli chodzi o ciebie, to zastanowię się co zrobić. 
W ten sposób dobiegł końca nasz romantyczny wieczór we dwoje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...