45. Wychowawczyni zwana też Szczotą.
Tak więc drzwi się otworzyły i stanęła w nich nasza wychowawczyni, zwana też Szczotą. Chyba ze względu na jej ostry charakter. Nic dodać, nic ująć. Jej wzrok mówił wszystko. W zasadzie nie musiała się już odzywać. Sparaliżował mnie strach.
Wiedziałem, że jest sobota i, najprawdopodobniej, wychowawczyni nie będzie na dyżurze. Zwykle tak bywało, kiedy zbyt mało wychowanków zostało w internacie. Pewności jednak mieć nie mogłem.
Drzwi do pokoju, o którym myślałem, były zamknięte. To był kolejny dobry omen. Los zdawał się nam sprzyjać. “Oby tak dalej”, - pomyślałem. Jeszcze raz spojrzałem na nią, a ona na mnie. Spod tych dużych okularów uśmiechnęła się szczerze. To było tak, jakbyśmy kradli od życia najcudowniejsze chwile.
Weszliśmy do pokoju. Cały drżałem z wrażenia. Musiałem być nim a on mną. Nie dało się inaczej. To było jednak nasze wspólne doświadczenie rzeczywistości, niezależnie od tego, czym ona była dla każdego z nas z osobna.
Byłem bardzo poruszony. Teraz moja świadomość, moja młoda wyobraźnia rysowała kilka scenariuszy, które w dużej mierze zależały od tego, jak zachowa się moja wybranka.
“Wybranka? Dziewczyna. O tak… dziewczyna. Przecież ona już jest moją dziewczyną, więc mogę chcieć dużo więcej. Och, jakie życie jest cudowne!” - myślałem.
Stała w drzwiach z opuszczonymi dłońmi i patrzyła na mnie. Kiedy je zamykałem miałem poczucie, że robię coś bardzo niestosownego. Nie wolno było się zamykać na klucz w pokojach. Wiedziałem też jednak, że muszę to zrobić, że nie ma innego wyjścia.
Stała w przedpokoju i nie wiedziałem, czy mam się na nią się rzucić, zacząć całować, czy rozebrać i zabrać od razu się do seksu. Seks. No właśnie. Seks filmach, które widziałem wtedy ukradkiem. To nie były pornusy takie, jak to są teraz w necie. To były jakieś tam zwykłe erotyki, nadawane w telewizji po północy, tak aby dzieci nie mogły ich widzieć. W tych wszystkich filmach było to takie proste, a jednocześnie gwałtowne, czasami zbyt techniczne jak dla mnie.
“No tak, ale teraz z tą istotą, niemal boską, jak ja mam to zrobić?” - myślałem.
Niepewność mieszała się z podnieceniem, wręcz z ogromnym pożądaniem.
-Napijesz się herbaty, może? - spytałem tak, jakby to było najważniejsze.
To wszystko miało jednak swoje znaczenie. Dawało mi czas na zastanowienie się i na ochłonięcie trochę, na reakcję.
Pokiwała głową.
-Siadaj, - powiedziałem, - rozgość się. Luksusów tu nie ma, ale…
Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku, na moim łóżku. W pokoju nikogo nie było. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. Kolejne boskie zrządzenie? Kolega pojechał do domu na sam wieczór, a brat gdzieś się wybrał. Nie miałem pojęcia gdzie. Pewnie do kumpli. Czasami mu się zdarzyło, że siedział w pokoju u nich prawie do rana. Kiedy nikt im nie przeszkadzał grali w karty, albo w szachy.
Swoją drogą, słyszałem jakieś odgłosy jakieś dwa pokoje dalej. Być może tam siedzieli. Czasami grali w pokera. Na zapałki oczywiście, bo kasy i tak nie było. Jednak i to było surowo zabronione, bo ponoć wyrabiało nawyk hazardu. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że i tak grali.
Więc była tutaj, aż trudno było w to uwierzyć. Ja, taki przeciętniak i ona, ta piękna, rudowłosa dziewczyna, w tych wielkich okularach.
Zrobiłem herbatę z cytryną. Postawiłem szklankę na stoliku obok niej, a później usiadłem po przeciwnej stronie. Nie wiem dlaczego akurat tak siedzieliśmy. Piliśmy powoli i patrzyliśmy na siebie. W powietrzu iskrzyło od naszych pragnień i marzeń.
W pewnym momencie usłyszałem głośne kroki na korytarzu, a zaraz później walenie do drzwi. Zareagowałem tak jak wymagał ode mnie regulamin. W jednej chwili podniosłem się i przekręciłem kluczyk w drugą stronę. To był mój błąd. Zresztą, nie mam pojęcia, co by się stało gdybym postąpił inaczej, jak to wszystko by się rozegrało.
Tak więc drzwi się otworzyły i stanęła w nich nasza wychowawczyni, zwana też Szczotą. Chyba ze względu na jej ostry charakter. Nic dodać nic ująć. Jej wzrok mówił wszystko. W zasadzie nie musiała się już odzywać. Sparaliżował mnie strach.
-A ty pana, co tutaj robisz?! - odezwała się stanowczym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. - Natychmiast marsz na żeński!
A do mnie odezwała się:
-Czy zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?!
-Psorko, ale ja…
-Żadne ale… wiesz przecież, że nie można sprowadzać gości o tej godzinie.
Spuściłem głowę.
-Zdajesz sobie sprawę, że muszę o tym wszystkim powiedzieć kierownikowi internetu.
-Ale psorko… proszę…
-No dobrze, - uspokoiła się trochę, - Na razie idziesz mołda do siebie, a jeśli chodzi o ciebie, to zastanowię się co zrobić.
W ten sposób dobiegł końca nasz romantyczny wieczór we dwoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz