czwartek, 30 kwietnia 2020

Projekt: "Przyszłość".


56. Wsunąłem dłoń pod jej bluzkę.

W pewnym momencie, nawet nie wiem, jak to się stało, wsunąłem dłoń pod jej bluzkę. Czekałem na jej reakcję. Nie protestowała. Byłem zaskoczony.


Jeżeli chodzi o Marzenkę, to zawsze starała się być blisko, tak blisko jak tylko się da. Jeśli tylko  miała taką możliwość, chwaliła, prawiła komplementy i śledziła wzrokiem. Słowem, robiła wszystko, żeby mi się jak najbardziej przypodobać. Tak naprawdę, moje życie nie było takie złe, jak mi się wtedy wydawało. Wystarczyło tylko nieco zmienić pewne drobne aspekty oraz inaczej podchodzić do większości spraw. 
 Tamtego dnia, razem z Edytą, niespodziewanie postanowiły gdzieś wyjść. To była jakaś mało ważna rzecz. Ja zrozumiałem to w ten sposób, że, najnormalniej w świecie, chciały dać nam trochę czasu tylko dla siebie. Kiedy zniknęły, było gdzieś około osiemnastej. Na korytarzu panowała zupełna cisza. Można było odnieść wrażenie, że to nie nasz internat. Inną sprawą pozostaje fakt, że to było trzecie piętro, a ich wychowawczyni nie było już na dyżurze. Z tego co zdążyłem się zorientować, dwa piętra niżej ktoś jednak siedział, ale to było tak daleko, że prawie nie brałem tego pod uwagę. Dla mnie ważne było tylko jedno. To była doskonała okazja, aby pozwolić sobie na nieco więcej, aczkolwiek może nie na wszystko. 
Stojąc tak na środku pokoju, zupełnie naturalnie, objęliśmy się czule. Ona zarzuciła mi ramiona na szyję, przechyliła głowę na jeden bok i zbliżyła do mojej. Ja, z kolei, ostrożnie zdjąłem te jej duże okulary i położyłem na stoliku obok. W chwilę później nasze usta spotkały się w gorącym, długim pocałunku. Było cudownie. Nieśmiało wysunęła swój język i włożyła między moje usta. Moje młodsze ja było zszokowane tym, co się działo, a jednocześnie niesamowicie uradowane i szczęśliwe.
 Trudno powiedzieć, ile to wszystko trwało. Na pewno dłuższą chwilę. Tak trudno w takich momentach liczyć czas. Kiedy wreszcie skończyliśmy, usiedliśmy obok siebie i rozmawialiśmy. Wszystko działo się w sposób spontaniczny i niewymuszony. Poznawałem ją coraz bardziej, poznawałem jej charakter i nawyki. 
Czy tego chciałem, czy nie, stopniowo zaczynała być częścią mnie, częścią mojego życia. W tamtych czasach, nawet w najśmielszych snach, nie przypuszczałbym, że coś takiego może zdarzyć się w moim życiu. Zaczynaliśmy newt mieć już jakieś skromne wspólne plany na przyszłość. Między innymi, ona chciała zaprosić mnie do siebie na święta Bożego narodzenia. W którymś momencie coś o tym wspomniała. 
No cóż, teraz rozumiem to wszystko. Wtedy było to dla mnie nowe i nieznane. Szczęście przychodzi do ludzi samo i niespodziewanie. Trzeba tylko dać mu jakąś szansę. Stało się. Śmieliśmy się jak małe dzieci, czując jak wypełnia nas coś, z czym do tej pory nie mieliśmy do czynienia, coś nowego, delikatnego i subtelnego, a jednocześnie tak pełnego i intensywnego, że trudno to sobie wyobrazić. Co jakiś czas poszturchiwaliśmy się i żartowaliśmy w sposób przypominający flirt. To było bardzo miłe i takie bardzo, bardzo nasze. 
W pewnym momencie, nawet nie wiem, jak to się stało, wsunąłem dłoń pod jej bluzkę. Czekałem na jej reakcję. Nie protestowała. Byłem zaskoczony. Trzymałem ją za plecy i gładziłem opuszkami palców w okolicy kręgosłupa. Mruczała tylko cicho i uśmiechała się ciepło. Później znów się całowaliśmy. 
Moje młodsze ja, jeszcze nie do końca, przyzwyczaiło się do tego, że ktoś, jego własna część, ta nieco bardziej dojrzała, podsuwa mu pomysły, co ma robić i jak się zachowywać. To było nieco dziwne, ale, jak stwierdziło, niesłychanie przydatne. Co najciekawsze, dla tego starszego, bardziej doświadczonego mężczyzny, także było to interesujące i pouczające doświadczenie. Jakby uczyłem się na nowo tych samych rzeczy. 
Czułem się tak, jakbym powtarzał klasę.  Powiedzmy, że starałem się być bardzo delikatny w tym podpowiadaniu i kierowaniu moją młodszą osobowością. Razem uczestniczyliśmy w tym wszystkim. Nie mogłem całkowicie przejąć nad nim kontroli. Jeżeli nie musiałem, nie podrzucałem mu gotowych myśli, brzmiących jak słowa, a jedynie starałem się kierować jego dłońmi i czuwać nad jego osobą. Z biegiem czasu zaczynało się moi to coraz bardziej podobać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...