niedziela, 28 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


115. Włożyła palce za gumkę slipów.

Włożyła palce za gumkę slipów. Powoli opuściła je do dołu, odsłaniając żylastą, sękatą gałąź mojego kutasa. Cóż to było za uczucie! Uwolniony z ucisku bielizny, od razu przyjął pozycję bojową. Sterczał dokładnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do pionu. Jak mikrofon wycelowany był prosto w jej słodkie usteczka. 


Chwilę później przejęła inicjatywę. Jej spragnione dłonie powędrowały w okolice mojego brzucha. Poczułem, jak jej palce rozpinają klamrę paska spodni, jak drżą, nie mogąc doczekać się końcowego efektu. Jej drobne paluszki starały się to zrobić szybko, ale to było trudne do zrealizowania. Szamotała się. 
W końcu pasek był rozpięty. Guzik był następny w kolejności. Jeden ruch, pstryk i po wszystkim. Teraz zajęła się suwakiem przy rozporku. Po chwili i to zadanie było wykonane. 
W tym momencie miała nastąpić scena finałowa, której oboje tak bardzo pragnęliśmy. Zeszła do dołu, chwyciła za boki w okolicach bioder, pociągnęła. Zsunęła. Odsłoniła moje uda. Szok, jakimś cudem slipy zostały na swoim miejscu. Ale to nic. To jeszcze bardziej dodawało pikanterii, bowiem,  pod nimi prężyła się wielka rakieta. Zrządzenie losu, czy przypadek? Czy tego chciałem, czy nie, widać było czubek fiuta nad gumką majtek.
Dziewczyna przyklękła przede mną, ściągnęła z moich nóg spodnie. Teraz i one znalazły się na podłodze. Tak samo, jak moja słodka kochanka, przestąpiłem z nogi na nogę, zostawiając je na parkiecie. Drżałem z podniecenia. 
Sytuacja stawała się coraz bardziej jednoznaczna. Widziałem jej oczy. Widziałem, jak spogląda na mnie w tym momencie. Jej wzrok powoli uniósł się do góry. Jej twarz znajdowała się na wysokości mojego twardego przyrodzenia. Obserwowałem, jak jej dłonie wędrują w okolice moich bioder. W niesamowitym napięciu czekałem na dalszy bieg wydarzeń. 
Włożyła palce za gumkę slipów. Powoli opuściła je do dołu, odsłaniając żylastą, sękatą gałąź mojego kutasa. Cóż to było za uczucie! Uwolniony z ucisku bielizny, od razu przyjął pozycję bojową. Sterczał dokładnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do pionu. Jak mikrofon wycelowany był prosto w jej słodkie usteczka. 
Patrzyła. Patrzyła raz na moją twarz, raz na tego wielkiego kutasa. Znajdował się tak niedaleko jej słodkiej buzi, tuż obok ust. Kipiałem testosteronem. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. To wszystko było coraz bardziej rozwiązłe. Czułem jego zapach, zapach mojego jebaki. 
“Och, skoro ja go czuję, ona musi go odczuć jeszcze mocniej. Przecież się nie kąpałem. Dzisiaj nie”, - myślałem.
 To było takie specyficzne. To był zapach kutasa, który jeszcze tak niedawno znajdował się w jej cipce. To był zapach spermy zaschniętej na jego powierzchni.
 “Boże, co się ze mną dzieje?! Ten wielki łeb, ta oślizgła, fioletowa żyła, oplatająca jego skraj! Za chwilę mi go rozerwie! Boże, on wygląda jak dorodny grzyb!” - nie mogłem poradzić sobie z tym, co się działo. 
Jeszcze chwila, jeszcze sekunda. Z niecierpliwością czekałem na to, co stanie się za moment. Byłem sztywny z podniecenia. Czekałem jak widz w teatrze. Czekałem na grę aktorów, nie - na grę aktorki, jednej aktorki, tej mojej, wspaniałej, cudownej aktorki. Czekałem na to, co ona zrobi. Obserwowałem każdy jej ruch. Wydawało mi się, że weźmie go w usta, że, przyjmie go w siebie i zacznie ssać, że poczuję jej buzię, gorącą, wilgotną, pełną śliny. 
Stało się jednak zupełnie coś innego. Wstała i uniosła się na stopach. Nie wiedziałem, czy mam czuć rozczarowanie, czy ekscytację. Mogłem, przecież, oczekiwać kolejnych, dziwnych, słodkich niespodzianek. 
Stała. Patrzyła mi w oczy. Później chwyciła sweter od dołu i ściągnęła przez moje ręce. Uniosłem ramiona do góry, pozwalając jej rozebrać się jak małe dziecko. Krok, po kroku posuwała się dalej. 
W dalszej kolejności rozpięła guziki mojej koszuli, spokojnie, jeden, po drugim. Jeszcze później zdjęła ubranie z moich ramion. Zsunęła je i rzuca na podłogę jak niepotrzebny śmieć. Teraz jeszcze został podkoszulek. Sprawnie pozbyła się i jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...