wtorek, 30 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


117. Koleżanka Julki.

Podszedłem do tych cholernych drzwi i spojrzałem przez judasza. Od razu zobaczyłem, że tam, po drugiej stronie, stoi dziewczyna. Nie byle jaka. To była to koleżanka Julki, Marzenka. 


W tej jednej chwili nie potrzebowaliśmy jej nic więcej. Czas płynął powoli, a my tak trwaliśmy mając wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Z początku nie robiliśmy kompletnie nic. Nasze podniecone ciała powoli rozgrzewały się, krok po kroku wtapiały w to środowisko, w tą wodę, jakby zdając się akceptować wszystko. Miałem wrażenie, że wszystkie moje i jej, winy powoli rozpuszczają się w tej ciepłej, przyjemnej wodzie. 
To nie był żaden grzech. Nic złego nie zrobiliśmy. Powoli starałem się dopuszczać do siebie tą myśl. Byłem z dziewczyną, byłem z kobietą, razem uprawialiśmy seks. Kąpaliśmy się razem, w jednej w wannie tylko po to, by po wyjściu znów połączyć się w słodkim akcie kopulacji. W tej chwili nie umiałem być inaczej niż razem z moim młodszym ja. Jego dylematy moralne były moimi i nie dało się ich rozdzielić. Musiałem rozwiązywać je razem z nim. Ta gra stawała się coraz bardziej realistyczna. 
Dokładnie w tym samym momencie usłyszałem stukanie do drzwi. To było natarczywe: stuk, stuk, stuk. Później cisza. Nie wiedziałem, o co chodzi. Spojrzałem na nią zaskoczony. Tego dnia nie spodziewałem się żadnej wizyty. Julka także zdawała się być zdziwiona. Na dodatek, widziałem, że jest trochę wystraszona. Może to śmieszne, ale moje starsze ja tworzyło już plan awaryjny na wypadek, gdyby był to któryś z wychowawców. 
Drzwi do łazienki były uchylone. Zamykanie ich nie miało sensu. Byliśmy przecież sami. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, nie odzywając się ani słowem. Stukanie powtórzyło się. Wciąż czekaliśmy. Patrzyliśmy na siebie, zastanawiając się, jak poradzić sobie z tym problemem. Mijały kolejne cenne sekundy. 
Stuk, stuk, stuk, stuk… Trzeba było jakoś zareagować. Pasowałoby przynajmniej sprawdzić, kto tam jest. Mieliśmy nadzieję, że sytuacja jakoś sama się rozwiąże. Niestety, nic takiego się nie stało. 
W końcu przełamałem początkowy paraliż. Podniosłem się i wyszedłem z wanny. Wziąłem ręcznik i pobieżnie się wytarłem. W ten sposób, kompletnie nagi (cały czas miałem tą świadomość) trzymając ręcznik podszedłem do drzwi. Co najśmieszniejsze, mój kutas, jakby na przekór wszystkiemu, starczał jak głupi i wcale nie miał zamiaru opaść.
   Życie pokazało, że, pomimo tej sytuacji, byłem cholernie podniecony. Do tej pory byłem przekonany, że takie niefortunne zdarzenia powinny mnie nieco peszyć. Niestety, reakcja mojego organizmu była zgoła inna. Nie umiałem tego wytłumaczyć. 
Podszedłem do tych cholernych drzwi i spojrzałem przez judasza. Od razu zobaczyłem, że tam, po drugiej stronie, stoi dziewczyna. Nie byle jaka. To była to koleżanka Julki, Marzenka. 
“Boże, skąd ona się tutaj wzięła?!” - pomyślałem. 
W pierwszym momencie zdawało mi się, że wzrok mnie jednak myli, że mam jakieś przywidzenia, ale dziewczyna stała tam i patrzyła. Drżałem. Nie wiem dlaczego. To było niedorzeczne. Zdawała się patrzeć w ten sam otwór co ja. Miałem wrażenie, że wie, iż jestem po drugiej stronie. Nie zamierzała odejść. Najwyraźniej bardzo jej zależało, aby ktoś otworzył.
Stuk, stuk, stuk, stuk. - powtórzyło się pukanie.
No cóż, wiedziałem już, że panna nie odejdzie, dopóki nie załatwi swojej sprawy. Nie było więc innego wyjścia, jak wrócić do łazienki i skonsultować to z moją panią. 
    Nawet nie ruszyła się z miejsca. Jak gdyby nic, siedziała w wodzie. Lekko zaskoczona, spojrzała na mnie.
-Słuchaj, to Marzenka. Co ona może chcieć? - szepnąłem do niej.
-Eee… no nie wiem… - odpowiedziała równie cicho. 
-Skąd wie, że ty jesteś tutaj? Przecież nikt miał nie wiedzieć. 
-A ona przyszła do mnie?
Spojrzałem na nią nieco zaskoczony.
-A do mnie? Może… wiesz…  może weź, wyjdź do niej, co? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...