poniedziałek, 29 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


116. Weszliśmy do wody.

Weszliśmy do wody. Ona pierwsza. Stanęła w środku. Teraz już nie protestowała. Nie przeszkadzało jej, że parzy, chociaż woda była tak samo gorąca jak wczoraj. Być może się przyzwyczaiła, a być może była bardziej podniecona. 


Łup, łup, łup… czułem walenie mojego serca. Stałem przed nią, a ona stała przede mną: naga. Obydwoje byliśmy kompletnie nadzy, bez ubrania, bez jednego ubrania. Cóż to był za widok?! Ja, z wielką rakietą, wycelowaną w jej cipeczkę. Ona z dużymi piersiami, ciemnymi brodawkami, sztywnymi sutkami, szerokimi biodrami i tym wzgórkiem między długimi nogami. Ten mały wulkan  pokryty był szczątkowym zarostem zwieńczony przecudną szparką, zroszony perlistą wydzieliną.
Coraz trudniej było mi zapanować nad własnym podnieceniem. Wszystko odbierałem tak bardzo intensywnie. Czułem zapach jej ciała. Czułem zapach intymnych miejsc. Och, czułem ją! Czułem tak blisko. Nie mogłem się powstrzymać. Tak bardzo jej teraz pragnąłem. Czekałem na tą chwilę, na ten jeden moment, na ten jeden cudowny, niesłychanie podniecający, moment. Kiedy wreszcie miało się to stać?! 
Stop! Znów klatki tego naszego, intymnego filmu toczyły się inaczej. Nie tak, jak, być może, tego bym  pragnął. Ale takie jest życie. Kiedy miałem ochotę chwycić ją w swoje ramiona, odwrócić tyłem i wjechać między jej pośladki gwałtownie, bezpardonowo swoim potężnym, wielkim zaganiaczem, uśmiechnęła się i powiedziała do mnie:
-Zdaje się, że wanna jest już pełna. Zobacz, musimy zakręcić, bo będzie się przelewać.
No cóż, nie było rady, jeszcze raz musiałem na chwilę zwolnić. Z wielkim oporem odwróciłem się do niej. Wiedziałem, że mieliśmy się kąpać. Przecież to nie oznaczało końca naszej gry. To także było bardzo przyjemne i podniecające. Mogło być preludium do czegoś jeszcze lepszego. 
-No tak, - odezwałem się.
-Chodź, wejdziemy do tej wody. Jest taka gorąca, czujesz, jak pachnie, - powiedziała, uśmiechając się. 
 W jej policzkach znów pojawiły się te śliczne dołeczki. Wszystko, co robiłem razem z nią, było takie cudowne. Ruszyliśmy do łazienki. Właściwie, można powiedzieć, że ciągnęliśmy się nawzajem. Ona trzymała mnie, a ja ją. Chwyciłem  ją za biodra, a ona mnie za ramię. Przemieszczaliśmy się tak, spleceni swoimi ramionami, jak para zakochanych na randce. 
Weszliśmy do wody. Ona pierwsza. Stanęła w środku. Teraz już nie protestowała. Nie przeszkadzało jej, że parzy, chociaż woda była tak samo gorąca jak wczoraj. Być może się przyzwyczaiła, a być może była bardziej podniecona. 
Dołączyłem do niej. Stanąłem obok. Trwaliśmy tak przez długą chwilę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Chwyciłem ją za ramiona, gładziłem czule, delikatnie, a później odezwałem się: 
-Siadamy?
Pokiwała głową. Opadła. Usiadłem razem z nią. Zrobiliśmy to powoli i bardzo ostrożnie. Ugięliśmy kolana, zanurzaliśmy się coraz głębiej. Czułem, jak ciepło ogarnia moje ciało stopniowo od dołu, coraz bardziej, bardziej i dalej. Coraz większa jego powierzchnia odbierała to przyjemne ciepło. To było takie odprężające.
Wszystko, co się działo, odbierałem podwójnie mocno i dokładnie. Czułem to każdą komórką swojego ciała, każdą myślą, wszystkim, czym byłem. Czułem się taki szczęśliwy. Radowałem się, że mogę być tutaj z nią teraz, że nikt nam nie przeszkadza, że możemy robić to, co robimy. Byłem taki szczęśliwy, że mogę robić te wspaniałe, cudowne rzeczy, choć, niejednokrotnie, były takie rozwiązłe, tak bardzo wyuzdane. 
Po chwili siedzieliśmy już w wannie, dokładnie naprzeciwko siebie, z mocno podkulonymi nogami. Było ciasno. Staraliśmy się jakoś zmieścić w tym małym zbiorniku. Jakoś się udawało. 
   Zakręciłem kurek. Woda zaczynała się już przelewać. W następnej minucie, z wielką przyjemnością zanurzyliśmy się jeszcze gołębiej. Całymi płucami wdychałem intensywny, różany zapach płynu do kąpieli. Miałem to, czego pragnąłem. Doświadczenie było niezwykle subtelne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...