sobota, 27 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


114. Była jak Ewa z raju.

Z niesamowitą przyjemnością rozpiąłem jej biustonosz. Proste urządzenie. Klamerka ustąpiła bez problemu. Elastyczny stanik spadł tak samo, jak jej ubranie. Byłem coraz bliżej celu. Teraz stała przede mną kompletnie naga, bez ubrania, bez tego co, w jakikolwiek sposób mogło ukryć jej kształty. Była jak Ewa z raju, naga, jak ją Pan Bóg stworzył. Patrzyłem na nią. Nie mogłem oderwać oczu. 


W następnej sekundzie przycisnąłem ją mocno do siebie, a później jeszcze mocniej. Moje dłonie były zachłanne, wjeżdżały między jej pośladki, rozpychały się, wsuwały między uda. Była coraz bliżej mnie. Coraz dokładniej czułem pod palcami wilgoć jej słodkiej szparki.
-Och, och, och… - wzdychała coraz głośniej.
Tak niewiele już brakowało. Była coraz bardziej podniecona. Drżała, szarpała się w słodkich skurczach przyjemnej rozkoszy. Tymczasem mnie było jeszcze mało. Stawałem się coraz bardziej bezczelny. Bezwstydnie wsunąłem palce jeszcze głębiej, byleby tylko poczuć ją jeszcze dokładniej. 
 Manewrowałem między jej płatkami, a ona drżała, przestępowała z nogi na nogę. Przeżywała swoją rozkosz bardzo pięknie. Tuliła swoją twarz w moją szyję, całowała skórę w okolicy karku tuż za uchem. Czułem gorąco i wilgoć w tym miejscu.
Czegóż więcej było mi trzeba? Chyba tylko spełnienia. 
Chwilę później moje dłonie przejechały z przodu na jej wzgórek, taki gorący, napęczniały i pachnący. 
“Och, jakie to przyjemne!” - myślałem. 
Cały czas czułem ten zapach, zapach słodkiej, wilgotnej cipeczki. Rozchodził się już słodkim aromatem po całym pokoju. Chciałem posunąć się jeszcze dalej. W sposób zuchwały i namiętny rozwarłem jej jaskinię miłości na boki. Następnie, palcami, wjechałem do środka. Przez jakiś czas bawiłem się łechtaczką. 
Drżała, pojękiwała z rozkoszy. Była coraz bardziej rozpalona. Coraz bardziej poddawała się moim pieszczotom. Przestępowała z nogi na nogę, unosiła się na palcach, odpadała. Przysuwała się i oddalała ode mnie.
-Och, och, och… - słyszałem jej słodkie, gorące westchnienia.
Teraz delikatnie odsunąłem ją od siebie, nie za daleko, tylko tyle, bym mógł wjechać swoimi dłoni mi między nasze rozpalone ciała. Po omacku rozpiąłem jej sweterek. Robiłem to chaotycznie, szybko, bezładnie, ale skutecznie, guzik za guzikiem. Pozostała jeszcze bluzeczka. Rozchyliłem jej połówki na boki. Później zsunąłem z jej ramion to ubranie. Bezwładnie opadło na podłogę. 
 Została w samym staniku. Znów czułem, że się gotuję. Znów przycisnąłem ją mocno do siebie. Moje ręce automatycznie powędrowały na jej plecy. Chciałem tego, tak bardzo tego chciałem. 
 Z niesamowitą przyjemnością rozpiąłem jej biustonosz. Proste urządzenie. Klamerka ustąpiła bez problemu. Elastyczny stanik spadł tak samo, jak jej ubranie. Byłem coraz bliżej celu. Teraz stała przede mną kompletnie naga, bez ubrania, bez tego co, w jakikolwiek sposób mogło ukryć jej kształty. Była jak Ewa z raju, naga, jak ją Pan Bóg stworzył. Patrzyłem na nią. Nie mogłem oderwać oczu. 
Wykonałem krok wstecz i patrzyłem. Podniecenie rosło. Zrobiłem głęboki wdech. Jeszcze chwila. Trudno było mi powstrzymać emocje. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Była taka piękna i taka młoda, a jednocześnie tak bardzo wyuzdana. Nie mogłem zrozumieć, jak to się działo, że miała tak ogromne wyczucie w tych sprawach. Tak, jakbym wygrał los na loterii. To było tak piękne, że chyba nie mogło być prawdą. Chwilami zdawało mi się, że śnię. 
“Och, jak mi jest dobrze. Boże, jak ja jej pragnę! Jak bardzo jej pożądam”. -  kołatało się w mojej głowie. 
Nie wiem dlaczego, miałem wrażenie, że zaraz coś rozsadzi mi ją od środka. Czy to aby na pewno była moja rzeczywistość? Może to nie ja w tym wszystkim uczestniczę. Z drugiej jednak strony wiedziałem, że to wszystko jest realne, bardziej realne, niż mogłoby mi się wydawać, bardziej rzeczywiste, niż cokolwiek innego. Była tu, stała przede mną kompletnie naga, moja, całkowicie mi oddana i czekała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...