poniedziałek, 23 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

263. W pozycji poddańczo klęczącej.

Stałem wyprostowany jak struna. Drżałem i wzdychałem ciężko. Wielki fiut sterczał przede mną wygięty w pałąk do góry, jakby chciał zerwać się do lotu. Ciężkie jaja zwisały do dołu, a skóra na worku kurczyła się i marszczyła. Dojrzała kobieta znajdowała się tuż przede mną w pozycji poddańczo klęczącej. 


Ta nieco podstarzała baba, była niesamowita. Jedną ręką podpierała się na łokciu, a drugą trzymała za pośladek. W ten sposób starała się zaprezentować mi swój srom oraz kanalik analny. Czy było to zaproszenie do bardziej gorącej gry? Jej cipka zamknęła się, tworząc ciasną, sprężystą szramę. Oczywiście miałem ochotę położyć się obok niej i wejść tam moim fiutem. On tylko czekał na taki moment. 
Tymczasem ona oblizała usta, przyjrzała mi się uważnie i powiedziała:
-Panie Robercie, zdaje się, że będę zmuszona podpisać z panem kontrakt na indywidualne, osobiste, ostre ruchanie. Jesteś niesamowity. Nie można zmarnować takiego talentu. 
-Och, ale pani mąż… on przecież… no wie pani miałem wyjechać do Szwecji… tam…
-Wiem, wiem… spokojnie… wyjedziesz. Sama biorę udział w organizacji tego wyjazdu. Nie będę ci nic utrudniać. Tylko wiesz, wyjazd jest w dopiero latem… 
Pokiwałem głową. 
-Tak… i co?
-Najpierw zaopiekujesz się mną. 
-Ech… no tak, oczywiście, rozumiem. 
Znów się uśmiechnęła.
-No to świetnie. Cieszę się, że nadajemy na tych samych falach. 
-He, he, he… ja też się cieszę… 
-No dobrze, my tu gadu-gadu a cipka stygnie, prawda? 
Nie dała mi długo czekać na kolejny akt tego przedstawienia. Nie pytając mnie o zdanie sama przeszła do realizacji kolejnego zadania. 
Stałem wyprostowany jak struna. Drżałem i wzdychałem ciężko. Wielki fiut sterczał przede mną wygięty w pałąk do góry, jakby chciał zerwać się do lotu. Ciężkie jaja zwisały do dołu, a skóra na worku kurczyła się i marszczyła. Dojrzała kobieta znajdowała się tuż przede mną w pozycji poddańczo klęczącej. Delikatnie pochyliła ramiona, uniosła brodę i spojrzała mi głęboko w oczy. Po chwili jej prawa dłoń uniosła się i chwyciła twardego jak skała kutasa. Sprawne palce poczułem u samej nasady. Podniecona twarz zbliżyła się do lśniącej wypolerowanej głowicy, a usta rozchyliły się, jakby chciały wypowiedzieć jeszcze jakieś słowa. Już w następnym momencie pomiędzy nie wsunęła się sina, napęczniała żyła, oplatająca wielki kapelusz mojego grzyba. Nauczycielka nie odrywając wzroku ode mnie, z czułością pieściła połyskujący łeb mojego kutasa, a jej język zaczął poruszać się szybko i zwinnie, drażniąc wędzidło. 
Była piękna. Coraz bardziej zatracałem się w tym, co robię. Chciałem jeszcze i jeszcze. Wiedziałem, że nie będę mógł przestać. 
Stałem tak jak przedtem. W mojej pozycji nic się nie zmieniło. No chyba poza tym, że jeszcze bardziej zacząłem prężyć i wyginać całe swoje ciało. Tymczasem kobieta z jeszcze większym zaangażowaniem zabrała się do realizacji swojego zadania. Nie patrzyła już do góry na moją twarz. Skromnie opuściła głowę, a czołem dotknęła mojego brzucha. 
Trzymała kutasa tak jak do tej pory. Może tylko bardziej ściskała jego podstawę. Najważniejszym elementem, który uległ zmianie w tej całej scenerii, było to, że teraz cały łeb a właściwie już jedna trzecia długości fiuta siedziała w jej słodkich i gorących ustach. Jej twarz zmieniała się przez to nie do poznania. Nie tylko dlatego, że była coraz bardziej podniecona, ale dlatego, że wielka głowica, która tkwiła w środku, wypychała jej policzek na zewnątrz. Koniec penisa ocierał się o jej buzię od środka, co sprawiało mi niesłychaną wręcz nieziemską rozkosz. 
Pani od matematyki dokładnie wiedziała, co robi. Ciągnęła i ssała tak mocno, jakby chciała pozbawić mnie całej energii w jednej chwili. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...