piątek, 27 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

267. Trzeba było mieć wytrych.

Zaraz przy wejściu do wspólnej dużej łazienki, gdzie były natryski, znajdowało się małe pomieszczenie o wymiarach dwa na dwa metry. Chociaż znajdowało się ono tuż za progiem, tak naprawdę, nikt nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Dopóki nie zrobiłem tego ja, nikt nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. Te drzwi były ciągle zamknięte i trzeba było mieć wytrych, aby się tu dostać.


Kiedy wracałem, nikt mnie nie zatrzymał. Był środek nocy a moja głowa w chmurach. Przywitał mnie długi wąski korytarz i kompletna cisza. Żadnych rozmów, kroków, hałasów, nic. Tak jakby internat wymarł. Aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu mogło być tak cicho. Do moich uszu dobiegał tylko charakterystyczny warkot dużego bojlera we wspólnej łazience tuż za zakrętem. To on sprawił, że uświadomiłem sobie, że pasowałoby się wykąpać po tym wszystkim. 
W mojej głowie jeszcze wirowało i szumiało, a w brzuchu czułem te charakterystyczne motylki. Czy mogłem znaleźć się we wspanialszej sytuacji, niż w tej, w której się znajdowałem? Co dalej się teraz stanie? Co zamierzam teraz robić? W jakim kierunku chcę poprowadzić to moje życie? 
Białe drzwi mojego pokoju zachęcały do wejścia. Kluczyk w dłoni aż prosił, aby włożyć go w zamek i przekręcić. Czy na pewno tego chcę? Czy chcę w to wszystko brnąć? Gdyby to była moja własna rzeczywistość, na pewno starałbym się unikać takich sytuacji, ale teraz, tutaj, w tym świecie, tak daleko od domu, gdzie nikt mnie nie kontroluje… 
Tak. Chciałem tego. Chociażby dlatego, aby zobaczyć, co z tego wyniknie. To była wręcz niewiarygodna okazja do eksperymentowania z podejmowaniem różnych decyzji, które niekoniecznie są właściwe w normalnym ustabilizowanym świecie. Tutaj wszystko było możliwe. To był idealny świat, choć tak bardzo niedoskonały. To był poligon, na którym można testować życie bez konsekwencji. 
Trochę niepewnie obróciłem klucz w palcach. Miałem dziwne wrażenie, że w pokoju nikogo nie ma. Doskonale zdawałem sobie jednak sprawę, że jest tam mój brat oraz kolega Krzysztof. Chciałem wejść tak, aby ich nie obudzić. Nie byłem pewny, czy mi się to uda. W przelocie spojrzałem na zegarek i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Była pierwsza trzydzieści. 
“Boże, to dlatego jest tak cicho. To dlatego nie zastałem wychowawcy. Dlatego jego pomieszczenie było zamknięte”, - myślałem. 
Zastanawiałem się jak to możliwe, że upłynęło już tyle czasu. Jak to możliwe, że spędziłem u niej tyle godzin i umknęło to mojej świadomości? 
Zaraz przy wejściu do wspólnej dużej łazienki, gdzie były natryski, znajdowało się małe pomieszczenie o wymiarach dwa na dwa metry. Chociaż znajdowało się ono tuż za progiem, tak naprawdę, nikt nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Dopóki nie zrobiłem tego ja, nikt nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. Te drzwi były ciągle zamknięte i trzeba było mieć wytrych, aby się tu dostać. Poza tym to było zakazane. Ja jednak już dosyć dawno sforsowałem prosty zamek i kiedy tylko miałem okazję, zakradałem się tu, aby skorzystać z kąpieli w wannie. Przynajmniej tak było do momentu, kiedy dnie dostaliśmy tego nowego pokoju. Teraz, bo przecież tam też była wanna, zrobiłem to z innego powodu. Mianowicie nie chciałem budzić pozostałych lokatorów. Rano trzeba było iść do szkoły. Oczywiście nie chciałem też, aby zadawali mi niewygodne pytania o to, gdzie byłem tyle czasu. 
Pomieszczenie było zaniedbane. W rogach ścian pojawił się grzyb, tu i ówdzie zaczynała odpadać farba, ale to absolutnie nie przeszkadzało mi w korzystaniu z dobrodziejstw dodatkowej długiej kąpieli. Mała wanna i urwana słuchawka od natrysku nie zniechęcały mnie, aby zakradać się tu co jakiś czas i cieszyć się takim luksusem. 
Po lewej stronie od wejścia znajdowało się stare zniszczone lustro i zakurzona umywalka. Od razu widać było, że z tego miejsca nikt nie korzysta. Ja także tego nie robiłem. Czasami tylko kładłem mydło lub szampon. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...