wtorek, 25 maja 2021

Planeta rozkoszy.

63. Dajcie jej popalić.


“Dajcie jej popalić”, - pomyślałem i podnieciłem się jeszcze bardziej. Zdziwiłem się własnym reakcjom, ale to nie miało już chyba większego znaczenia. Podnieciłem się tak bardzo, że o mało się nie spuściłem. Nie wiedziałem, że podobają mi się takie rzeczy.


Ich wzrok spotkał się na chwilę gdzieś pośrodku. Z jednej strony przenikliwy błękit nieba i wody, z drugiej głęboka zieleń lasu. Z jednej strony ofiara prosząca o litość a z drugiej kapłanka składające tę ofiarę. Zamarły połączone spojrzeniem walcząc ze sobą o dominację nad tą jedną sekundą.

Niespodziewanie niebieskowłosa poddała się i odwróciła oczy, a kąciki jej ust zjechały do dołu. “To już koniec. Nie ma szans”, - pomyślałem sobie. 

Czerwonowłosa uniosła dłoń i powiedziała:

-Niech się spełni!

I oto stało się coś, co przerażało jeszcze bardziej, a jednocześnie fascynowało swoją odmiennością. Metalowe ramiona ruszyły w stronę jej nagiego ciała. Największe, podwójne z samego przodu z pneumatycznymi przyssawkami powoli zbliżało się do jej piersi. Zadrżała i wyprężyła się, próbując cofnąć tułów. Wysięgnik jednak beznamiętnie posuwał się dalej.

Nagle usłyszałem: - „ssssssssssssssssss” - a później, - „pluf, pluf!” - i obydwa jej cycuszki wpadły głęboko w szerokie rurki. Podciśnienie musiało być dość duże, bo dziewczyna wiła się w spazmach bólu i rozkoszy. Mój kutas domagał się porządnego rżnięcia. 

Po chwili, między jej szeroko rozciągniętymi nogami, jedno z ramion zwieńczone grubym wibratorem wdarło się w sam środek szparki.

-Aaaaaaaaa!!! - rozległ się głośny okrzyk.

“No to ci zapakowali drąga”, - nie mogłem oprzeć się rzuceniem komentarza. Dobrze, że zrobiłem to w myślach. Kiedy umilkło echo, usłyszałem monotonne:

„Zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz”. Urządzenie beznamiętnie robiło swoje. 

Widziałem, jak dziewczyna napręża całe ciało, próbując unieść je do góry. Kiedy mechaniczny fallus zaczął wykonywać posuwiste ruchy, zwiotczała poddając się całkowicie. Tak jakby myślała, że tym samym będzie jej łatwiej przez to wszystko przejść. Nie był to jeszcze jednak koniec jej męczarni.

W momencie, kiedy elektryczna dojarka obciągała jej cycki, a zrobotyzowany kutas posuwał ją od przodu, od tyłu powoli zbliżało się jeszcze jedno ramię. 

-No tak, przecież to klasyka, - wyrwało mi się, a jakieś oczy na chwilę zatrzymały się na mnie. 

Nie miała pojęcia o jego istnieniu, dopóki cienka końcówka nie dotknęła jej pośladków. Kręciła nimi we wszystkie strony, próbując uniknąć ataku. Ramię jednak bezwzględnie odnalazło drogę do jej dupeczki i z cichym mlaśnięciem wjechało do środka. Zadrżałem. Poczułem się tak jakbym ja sam pchał tam swojego ogiera. 

Jeszcze raz zesztywniała szeroko otwierając usta i zbierając się do kolejnego okrzyku. Popełniła błąd. Na to tylko czekał kolejny wysięgnik zaopatrzony w silikonowy, miękki przyrząd do złudzenia przypominający męskiego członka. Wlazł w sam środek. Koniec. Była upakowana ze wszystkich stron. Teraz już tylko z trudem mogła łapać powietrze i próbować jakoś przetrwać.

“Dajcie jej popalić”, - pomyślałem i podnieciłem się jeszcze bardziej. Zdziwiłem się własnym reakcjom, ale to nie miało już chyba większego znaczenia. Podnieciłem się tak bardzo, że o mało się nie spuściłem. Nie wiedziałem, że podobają mi się takie rzeczy. Po chwili zrugałem się w duchu:

„Przestań. Jesteś zboczony. Przecież ona cierpi!”

Zaraz później odpowiedziałem sobie:

“No i co z tego? Przecież ona nie jest człowiekiem. To tylko jakiś mutant, który pewnie został do tego stworzony”. 

„Bzzzz, buuuuu, pluf, pluf, bzzzz, buuuuu, pluf, pluf!” - pracowała równym rytmem niezmordowana maszyna, a dziewczyna to unosiła się, to opadała. Nie umiałem oderwać od niej wzroku. 

Mistrzyni ceremonii pochyliła się do przodu i oparła ręce o ugięte kolana, wypinając w ten sposób swój zgrabny tyłeczek. Cały czas śledziła to, co działo się w głębi sali.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...