sobota, 29 maja 2021

Planeta rozkoszy.

67. Strzelił.


Niespodziewanie wyszedł, skierował fiuta do góry i strzelił gęstą, białą spermą prosto na jej plecy. Ostatnia porcja poszybowała tak daleko, że kiedy panienka spojrzała, spadła na jej twarz.


Szybko dotarło do mnie, że samą siłą woli mogę dość sprawnie poruszać się w tym nowym dziwnym świecie. Wystarczyło, tylko że pomyślę, a już zmieniałem położenie. Bardzo mi się to podobało i chciałem wykorzystać nadarzającą się okazję do sprawdzenia jak to jest.

Zbliżyłem się i zatrzymałem tuż za jej plecami, a później z ciekawością zerknąłem przez ramię. Widziałem jej napęczniałe cycki, duże ciemne brodawki, sterczące sutki a na samym dole, jak w środku celownika, niewielką istotkę. Krasnal musiał mocno opierać się nogami o podłogę, by utrzymać równowagę.

Jego kutas był imponujący, ale mimo wszystko wolałem patrzeć na dziewczynę. Z przodu wyglądała znacznie atrakcyjniej. Trzymała się za piersi i z zapamiętaniem ugniatała je.

-Oooouuuu, ooooooch, aaaach!!! - wzdychała bez przerwy.

-Eeeeee, eeeeee, eeeeee!!! - pojękiwał krasnal.

Jej biodra poruszały się do tyłu i do przodu a później w górę i w dół. Po chwili znów do tyłu i do przodu. Stopniowo nadziewała się na niego coraz głębiej. Po moich plecach przeszedł gorący dreszcz. 

-Eeee-aaaach, eeee-aaaach!!! - wyrzucała ze swoich płuc.

W końcu puściła swoje cycki i wyciągnęła przed siebie ugięte ręce. Następnie opuściła głowę i spojrzała na swoją psitkę. Balansowała ciałem, precyzyjnie poruszała dupeczką. Zdawało się, że chciała poczuć każdy ruch, każde pchnięcie. Wyraźnie widziałem, jak zmysłowo kurczą się jej pośladki. Doświadczała rozkoszy. 

Raz, dwa, raz, dwa... kontrolowała wahadłowe ruchy, coraz dokładniej, coraz mocniej, coraz głębiej.

-Ołch, ołch, ołch! - stękał mały ludek.

Miałem wrażenie, że ten kurdupel długo już nie pociągnie.

-Aaaach, aaaach, ach!!! - wydawała coraz głośniejsze jęki.

Nagle, nie wiem czemu, opadłem za pniak, a kiedy ponownie się uniosłem, ona klęczała, a on posuwał ją od tyłu. Zamykał i otwierał swoją małą, nabitą ostrymi zębami paszczę, jakby za chwilę chciał ją ugryźć. Nic takiego jednak się nie stało. 

-Oooooo, oooooo, oooooo!!! - jęczał, wykonując długie posuwiste ruchy, a ona tylko ciężko dyszała.

Stał między jej nogami. Nie musiał wcale klękać, by walić ją od tyłu. Odchyliła głowę starając się na niego spojrzeć. Na jego brzydkiej zniekształconej zmarszczkami gębie malował się coraz większy wysiłek. Chyba dochodził. 

Nagle popchnął kilka razy znacznie mocniej.

-Aaaa, aaaa, aaaa!!! - wyrwało się z jej ust.

Oparł jedną łapę na tyłku. Nie przestawał, popychał coraz mocniej, a jej cycki zwisając swobodnie, kołysały się na wszystkie strony. Przeniosłem się do tyłu i jeszcze raz spojrzałem na jego jaja. Sięgały do sękatych, krzywych kolan. Nie przypuszczałem, że ten narząd może być aż tak wielki. Kolejny niesamowity mutant. Zastanawiałem, co jeszcze zaskoczy mnie na tej planecie. 

-Uuuuuaaaaa, uuuuuaaaaa!!! - jęczał za każdym posunięciem.

Nagle wyszedł z niej. Zatrzymał się na bardzo krótką chwilę by powoli, mokrym kutasem wejść w jej dupkę. W tym samym momencie z jego gardła wydobył się długi, modulowany odgłos:

-Uuuuuooooouuuuuuooooo!!!

Dziewczyna wydarła się na całe gardło:

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

Jego drąg najwidoczniej był znacznie grubszy, niż mi się na początku zdawało. Poruszył nim kilka razy, a jej jęki stały się pełne rozkoszy. Mimo wszystko był już bardzo zmęczony.

Wcisnął się między jej uda, położył łapy na pośladkach i pchał się do samego końca.

-Aaaach, aaaach, aaaach!!! - jęczała słodko.

Sapał, stękał, co jakiś czas głośno przełykał ślinę.

-Chlup, chlap, chlup, chlap... - poruszał się w niej całą długością swojej rakiety.

-Uuuuch, aaaach, uuuuch!!! - skamlała.

Niespodziewanie wyszedł, skierował fiuta do góry i strzelił gęstą, białą spermą prosto na jej plecy. Ostatnia porcja poszybowała tak daleko, że kiedy panienka spojrzała, spadła na jej twarz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...