piątek, 28 maja 2021

Planeta rozkoszy.

66. Rasowy kochanek.


Nagle przestała. Stanęła w szerokim rozkroku pod ścianą, tuż za jednym z wyższych pieńków, i oparła się o nią plecami. Krasnal wskoczył na polano, chwycił ją za biodra i błyskawicznie zaparkował w jej cipce. Chociaż miał pięćdziesiąt centymetrów wzrostu to jego drąg był normalnych rozmiarów. Przychodziło mu to z niemałym trudem, ale pierdolił jak rasowy kochanek.


-O w mordę! - krzyknąłem.

Kutas rósł, popychając małego do tyłu i w efekcie rozgniatając na ścianie. Czarnowłosa piękność była tak zajęta własnym rozbawieniem, że nic nie spostrzegła. Krasnal ciężko dysząc, powoli uniósł głowę i dzikim wzrokiem spojrzał na nią. Fiut zajmował już całe pomieszczenie, a ona siedziała na nim okrakiem jak na koniu. 

„To już nie są żarty!” - pomyślałem i się odsunąłem.

Krasnoludek jeszcze raz się naprężył, a na jego głowie ponownie zabłysło światełko. Kiedy mogłem już widzieć, dostrzegłem, że jego kutas był dużo mniejszy. Swoim końcem ledwie sięgał podłogi. Był gruby żylasty i miał odsłoniętą głowicę. 

Stworek podparł się pod boki i patrzył na nią wzrokiem pełnym triumfu. Tak jakby chciał powiedzieć: „teraz cię mam mała suko!”

Nie wydobył z siebie jednak ani słowa. Słyszałem tylko jego dziwny, zniekształcony chichot. To było jak skrzeczenie żaby. Stanął na pieńku i wysuwając biodra do przodu, zatrzymał się na jego krawędzi. Dziewczyna uklękła tuż obok, całą dłonią chwyciła fiuta i wysuwając język, od razu zabrała się za lizanie. Widać było, że się nie spieszy. Na początek zajęła się samą końcówką. Przejeżdżała od dołu do góry, za każdym razem spoglądając na jego zniekształconą gębę. Najwyraźniej był zadowolony, bo wyginał się i postękiwał jak mały dzieciak. Po chwili delikatnie włożyła to coś sobie do ust: raz, drugi, a później znów lizała. Rozlegało się ciche mlaskanie. 

Mały zamknął oczy i pojękiwał. Dziewczyna szerzej otworzyła usta i głębiej pochłonęła jego kutasa. Jego grubość idealnie pasowała do rozmiaru jej buzi. Poruszała głową w tył i w przód wpychając go do samego gardła. 

Raz, dwa, raz, dwa... ich ruchy stały się płynne i zgrabne. 

Mały wygiął się jeszcze bardziej, a jego jaja bujały się mu między nogami. 

Raz, dwa, raz, dwa... trwało walenie w jamę ustną.

Powietrze przenikało coraz głośniejsze mlaskanie i cmokanie. Odbijało się echem od wszystkich ścian.

Nagle przestała. Stanęła w szerokim rozkroku pod ścianą, tuż za jednym z wyższych pieńków, i oparła się o nią plecami. Krasnal wskoczył na polano, chwycił ją za biodra i błyskawicznie zaparkował w jej cipce. Chociaż miał pięćdziesiąt centymetrów wzrostu to jego drąg był normalnych rozmiarów. Przychodziło mu to z niemałym trudem, ale pierdolił jak rasowy kochanek. Uderzał szybko, mocno, nie żałując ani sobie, ani jej, a wychodził powoli. 

-Eeeech, uuuuch, eeeech, uuuuch!!! - wzdychała coraz głośniej. 

Wór wypełniony wielkimi jajami uderzał raz o jego pośladki raz o jej cipeczkę. Przy każdym ruchu jej piersi podskakiwały do góry. Otworzyła usta i ciężko oddychała. Co chwilę poklepywał ją po tyłeczku swoimi wielkimi łapskami. 

-Uuuuuu huuuu, uuuuu chuuuu... - sapała.

-Ouuu, ouuu, ouuu... - odpowiadał pojękiwaniem. 

Odwróciłem wzrok, by zerknąć w drugi koniec pokoju i kiedy na nich ponownie spojrzałem dziewczyna stała tak, jak poprzednio w szerokim rozkroku oparta o ścianę, ale mały klęczał już na pniaku i, jak pies, długimi pociągnięciami jęzorem chlastał jej kakaowy otworek. Dłońmi rozwierała pośladki, by mógł mieć do niego lepszy dostęp. Co chwilę rozlegało się głębokie i soczyste cmoknięcie.

Po dwóch minutach on już leżał, a ona siedziała na nim jak na lalce głęboko nadziana na jego oręż. Trzymała ręce na biodrach i poruszała ciałem do przodu i do tyłu. Jej kolana były szeroko rozstawione, lecz nie dosiadła go całym swoim ciężarem. Chyba obawiała się, że zrobi mu krzywdę. Przeżywała autentyczną rozkosz. Odchyliła głowę daleko do tyłu i głośno jęczała. 

-Aaaaaach, aaaaaach, aaaaaaach!!! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...