poniedziałek, 24 maja 2021

Planeta rozkoszy.

62. Dlaczego ja?


Małe dziewczę uniosło głowę o fioletowych włosach i spojrzało proszącym wzrokiem w kierunku prowadzącej ceremonię. Jego oczy były krystalicznie błękitne, mokre jak woda w jeziorku. Nie umiałem pojąć co się tutaj dzieje, ale byłem oczarowany. Oczarowany, a jednocześnie przerażony. Za chwilę przecież mogli zrobić to ze mną. 

-Dlaczego ja? 


Mówiła z takim namaszczeniem, jakby za chwilę miało stać się coś niezwykłego:

-Bóg imieniem En Ki pan ziemi z pomocą Bogini nieba, tej, która niesie oddech życia, stworzył Lulu Amelu, istotę rozumną przeznaczoną do ciężkich prac.

Oddaliła się, pochyliła i na ugiętych kolanach wsparła swoje ramiona, wypinając do góry zgrabny tyłeczek. Po jakimś czasie jeszcze raz spojrzała w stronę wielkiego ekranu.

-Jedni służyli pracą, inni zadowalali ich seksualnie...

Uniosła się i wspierając ręce na biodrach, stanęła w szerokim rozkroku. Na nogach miała sznurowane kozaki sięgające kolan. Z oczekiwaniem patrzyła przed siebie.

-... dlatego spełniając ich wolę, odprawiamy ten święty rytuał.

Ze zdziwienia otworzyłem usta, bo oto olbrzymia ściana wraz z ekranem powoli zaczęła obracać się wokół własnej osi i majestatycznie odjeżdżać do tyłu. W katedrze zapanowało ożywienie, wszyscy ruszyli przed siebie. Fotel, do którego byłem przypięty, także ruszył.

Po raz kolejny nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Przede mną ziała czeluść betonowego bunkra. Jego ściany pokryte były graffiti, odrapane, ale całe. Pod sufitem ciągnął się rząd różnej grubości miedzianych rur. Jednak najdziwniejsze było to, co znajdowało się na samym środku kratownicowej podłogi.

W samym centrum umieszczony był łuk wykonany z polerowanej stali i wysokości dwóch i pół metra. W czterech skrajnych miejscach zamontowane były uchwyty zakończone metalowymi kółkami. Między tymi kółkami niczym kawałek materiału rozpięta była jedna z owych małych istot. Wyglądała tak, jakby jej ciało za chwilę miało rozerwać się na strzępy. Każda z kończyn wskazywała dokładnie przeciwległy kierunek. Wyglądało to upiornie, dziewczyna nie miała ani centymetra swobody, wyglądała jak owad, który wpadł do pajęczej sieci.

-Niech się wypełni! - zawołała lektorka.

Nie mogłem pozbyć się myśli, że zaraz ją zamordują. Chciałem coś zrobić, ale nie wiedziałem jak jej pomóc. Z jednej strony to było straszne a z drugiej cholernie podniecające. Czułem się dziwnie i nie umiałem tego wytłumaczyć. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. 

Żyjątko w stalowej uprzęży poruszyło się niespokojnie. Była to zgrabna, naga samiczka. Trudno było nazwać ją kobietą czy dziewczyną, chociaż na pierwszy rzut oka na taką wyglądała. Miała gładką cerę a jej włosy i na głowie i na cipce były fioletowe. Niesamowite - chciałem ją wyruchać. Nie wiedziałem, czy mam się tego wstydzić, czy być dumnym.

Nagle powietrze przeniknął nieprzyjemny zgrzyt. Spomiędzy rozsuwających się w podłodze krat wyjechało kilka pionowych wysięgników. Do każdego z nich przymocowane były poziome ramiona zakończone różowymi urządzeniami, których funkcji mogłem się tylko domyślać. Nie zapowiadało to niczego dobrego. Czekałem na ciąg dalszy. 

Maszyneria działała bardzo sprawnie. Ramiona z różną prędkością przesuwały się do góry. Kiedy każde z nich osiągnęło zaplanowaną wysokość, zatrzymywało się. Łup, łup, łup… waliło moje serce. 

Małe dziewczę uniosło głowę o fioletowych włosach i spojrzało proszącym wzrokiem w kierunku prowadzącej ceremonię. Jego oczy były krystalicznie błękitne, mokre jak woda w jeziorku. Nie umiałem pojąć co się tutaj dzieje, ale byłem oczarowany. Oczarowany, a jednocześnie przerażony. Za chwilę przecież mogli zrobić to ze mną. 

-Dlaczego ja? - wyszeptała dziewczyna.

-Bo jesteś spełnieniem, - równie cicho odpowiedziała ruda, prowadząca ceremonię. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...