czwartek, 29 lipca 2021

Urodziny babci.

4. Puszcza w nią ostatnie krople.


Jedną dłonią chwyciła go za jądra, a drugą za umazanego w jej sokach członka. Ściskała i lekko miętosiła. Czuła jak puszcza w nią ostatnie krople, lecz nie wychodzi. Poruszał biodrami do samego końca. Kiedy trochę oprzytomniała i otworzyła oczy powitała go najsłodszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek u niej widział.


Jej cipka sama dopasowywała się do grubości jego członka, spęczniała i wybarwiła jak dojrzała nektarynka. Wokół jego twardej jak stal męskości utworzyła się, gęsta piana.

-Och, och, och! - pojękiwała cicho.

Marek zatrzymał się i wyprostował kolana.

-Uuuuuuaaaaaaach! - westchnęła zawisając na jego drągu.

Nie była w stanie stopami dosięgnąć podłogi. Czuła, że ogarnia ją obezwładniająca rozkosz. Starała się trzymać półek, chwyciła się mocno, by nie spaść i nie zrobić sobie krzywdy.

-Och Marku, Mareczku, jesteś taki cudowny! - wyrzuciła z siebie.

-Widzisz, widzisz, mówiłem... - sapał ledwie słyszalnym głosem.

Uderzał rytmicznie, mocno, czół jak jej cipka robi się coraz ciaśniejsza.

-Och, oooch, aaaaach... tak... tak... tak!!! - jęczała.

Przyspieszył. Poruszał biodrami w szaleńczym tempie. Falowała wraz z nim, całe wyposażenie skrzypiało i drżało. Gdzieś z góry spadły ścierki do podłogi i posypały się rolki papieru toaletowego. Ruchem ramienia zrzucił wszystko z jej pleców.

Zaczęła się radośnie śmiać. Na chwilę przerwał i wyszedł z niej. Wykorzystała to i szybko odwróciła się do niego przodem. Ujęła jego członka i sama włożyła w swoją spragnioną szparkę. Dostosowała pozycję, tak by było jej wygodnie, objęła go ramionami za szyję i wtuliła się w spocone ciało. Całowała, nie odrywała ust od jego warg, gryzła i ssała, wkładała język między jego zęby.

-Och Julio, Julio... jesteś taka cudowna, - szeptał.

-Jestem twoja, och bierz mnie, bierz, - odpowiadała.

Zaplotła nogi na jego biodrach, a on posadził ją na starym, dębowym stoliku i posuwał. Czuła, że dochodzi. Jej muszelka zaciskała coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Chciała ten proces trochę przeciągnąć, tak, by dać mu szansę dojść wraz z nią, ale było to niesłychanie trudne.

-Och, jak mi dobrze, kochany, och, och! - wzdychała.

W końcu podparła się łokciami o zimny blat i spojrzała na jego ogarniętą zmęczeniem twarz. Był wspaniały, taki męski, jego mięśnie były napięte i połyskiwały w słabym świetle żarówki.

Po chwili spojrzał na nią pytająco, poczerwieniał na twarzy, a na jego skroniach pokazały się napęczniałe żyły. Dyszała, odgarnęła mokre od potu włosy ze swoich oczu.

-Biorę tabletki. Spuść się we mnie, we mnie... - jęknęła.

Uniósł twarz, otworzył usta i jak nawołujący wilk zawołał:

-Auuuuuuuuuuu!!!

Poczuła jak strzela w nią z całą siłą. Zamknęła oczy i pozwoliła swojej norce szaleć do woli, ta kurczyła się i pulsowała, jakby była niezależnym bytem. W końcu resztę jej ciała ogarnęły słodkie, silne skurcze. Opadła na stół i wiła się w konwulsjach. Chwyciła woje piersi i bez kontroli zaczęła je ugniatać, pieściła brzuch, gładziła okolice cipki.

-Ooooch, ooooooch, ooooooch!!! - jęczała.

Jedną dłonią chwyciła go za jądra, a drugą za umazanego w jej sokach członka. Ściskała i lekko miętosiła. Czuła jak puszcza w nią ostatnie krople, lecz nie wychodzi. Poruszał biodrami do samego końca. Kiedy trochę oprzytomniała i otworzyła oczy powitała go najsłodszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek u niej widział.

Tymczasem w salonie, ustawiony na stole stary gramofon wydawał z siebie ochrypłe dźwięki. Mimo zniszczonej płyty i niedoskonałości nagrania bez trudu można było rozpoznać piękną, łagodną muzykę.

Tadeusz podniósł się ze swojego miejsca i poprosił żonę do tańca. Ta niezgrabnie wytarła, ubrudzone potrawą dłonie i zgodziła się skinieniem głowy. Już po chwili porwał ich nurt melodii. Pozostali patrzyli z niedowierzaniem. Para poruszała się, jakby nie dotykała podłogi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...