wtorek, 27 lipca 2021

Urodziny babci.

2. Z drugiego końca pokoju.


Karolina była niezwykle piękną i powabną młodą kobietą. Tego wieczoru miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę. Bardzo chciała się komuś podobać. Usiadła na kanapie i kusząco założyła nogę na nogę. Wiedziała, że z drugiego końca pokoju bacznie przygląda się jej Sławek, ciemnowłosy, dobrze zbudowany, narzeczony siostry ciotecznej.


-Prawdę mówię synu, jak na spowiedzi. Nie byłam wcale taka święta. Byłam młoda, piękna, co ty myślisz, bez tych siwych włosów i zmarszczek, a kawalerów się koło mnie kręciło, że hej. 

Spojrzał na nią z wyrzutem i trochę ze wstydem. 

-Mamo, jakoś nie mogę sobie ciebie wyobrazić w takiej roli, - powiedział. 

Pochylił się i ucałował jej rękę. Wśród gości rozległ się szmer zachwytu.

-Niech wujek nie przeszkadza, niech babcia skończy, - protestował Irek, najmłodszy z wnuków.

-Racja, niech babcia skończy, - podnieśli głos pozostali. 

W tym samym momencie drzwi do salonu otworzyły się i stanął w nich niewysoki, starszy mężczyzna. Jego przerzedzona, popielata fryzura była, rozwichrzona i nieco przysypana śniegiem. Na jego, porytej bruzdami twarzy malował się szeroki uśmiech. Trzymał w ręku butelkę wina.

-To już ostatnia, - powiedział, unosząc ją do góry. Tylko nie wychlejcie od razu… 

Wszyscy zwrócili głowy w jego kierunku. 

-Ooooo… - dało się słyszeć zbiorowe westchnienie.

Dziadek uśmiechnął się jeszcze szerzej.

-Żartowałem! Ostatnia z tego rocznika, oczywiście! - dokończył wypowiedź najwyraźniej z siebie zadowolony.

-No nie! No dawaj, dawaj! - ktoś go ponaglił.

Zdjętą z siebie kurtkę rzucił niedbale na komodę i przeszedł do stolika, na którym czekały ustawione kieliszki.

-Już myśleliśmy, że gdzieś zginąłeś, albo, że Marsjanie cię porwali, tyle czasu cię nie było! - odezwał się podchmielony wuj Henryk.

-Marsjan może nie widziałem, za to porządną zadymkę, tak. Sypie i wieje jak na Syberii, na metr nic nie widać! Mówię wam do rana nas zasypie.

-Oj tak, tak, w tym roku mamy ostrą zimę, - odezwał się ktoś z tyłu, - Jakby pogoda się na nas uwzięła.

-A tyle gadają i piszą o tym ociepleniu klimatu, - dodał ktoś inny, - Tylko spójrzcie co się wyprawia. 

-Jakie tam ocieplenie?! Greenpeace chce wyciągnąć dodatkową kasę i tyle. Od tygodnia mamy dwudziestostopniowe mrozy. 

-No, tak, mam wrażenie, że niedługo to lodowiec do nas dotrze! - zażartowała jakaś kobieta.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Dalsza rozmowa toczyła się już wokół pogody, śniegu i teorii spiskowych. 

-No tak, tak zawsze się kończy. Moja opowieść was nie interesuje, - odezwała się trochę zawiedziona starsza pani.

-Oj babciu, jeszcze ją skończysz! - skwitowała Karolina, studentka drugiego roku resocjalizacji.

Karolina była niezwykle piękną i powabną młodą kobietą. Tego wieczoru miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę. Bardzo chciała się komuś podobać. Usiadła na kanapie i kusząco założyła nogę na nogę. Wiedziała, że z drugiego końca pokoju bacznie przygląda się jej Sławek, ciemnowłosy, dobrze zbudowany, narzeczony siostry ciotecznej.

Po chwili ktoś otworzył wino i rozlał do je kieliszków.

-Za twoje zdrowie, mamo! Sto lat! - zawołał Benedykt, najstarszy syn, jubilatki.

-Za zdrowie! - powtórzyli jak echo pozostali.

W pomieszczeniu zapanował głośny gwar. Jedni usiedli wygodnie na sofie, inni stali opierając się o meble. Niektórzy z gości lekko chwiali się na nogach. Widać było, że wszyscy świetnie się bawią.

Tymczasem w skrytce na szczotki robiło się coraz goręcej. Julka, wsparta o drewniany regał, stała z szeroko rozstawionymi nogami.

-Och, och, och Marku, Marku! - pojękiwała.

Marek lewą dłonią podwijał jej sukienkę, a prawą już sięgał pod czarne majteczki.

Julka miała dwadzieścia pięć lat i pracowała w pobliskim sklepie spożywczym.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...