czwartek, 28 października 2021

Usługi ogrodnicze.

22. Twój syn.


-Twój syn, - powiedziała żona.

Przełknąłem ślinę.

-Cześć mały, w brzuszku u mamy to była bajka, teraz to będziesz miał przechlapane.

Zaczęliśmy się śmiać.


Rozmowa toczyła się dwupoziomowo.

-Oczywiście jestem pewna, że z moim ogródkiem da sobie pan doskonale radę. Jest pan przecież dobrym ogrodnikiem, prawda?

-Tak mi się wydaje. Więc na wiosnę... wszelkie prace porządkowe, tak?

-Panie Jarku, - na chwilę zawiesiła głos, - przede wszystkim strzyżenie... strzyżenie trawnika.

-Aha, rozumiem... strzyżenie, - powiedziałem przypominając sobie jej zarośniętą cipę.

-O tak, tak... mój trawniczek jest zbyt zaniedbany, rozumie pan... zbyt wysoki i gęsty...

-Hm... no... to, że zbyt wysoki, to rozumiem, ale gęsty? Przecież trawnik im gęsty trawnik tym lepiej, - udawałem, że nic nie rozumiem.

-Noooo... wie pan... nie wszyscy są zwolennikami gęstej trawki...

Jakby przypadkiem wcisnęła dłoń między uda.

-Pani Elu, w tej chwili go nie widać, jest przykryty śniegiem, ale śmiem przypuszczać, że nie jest aż w tak złej kondycji.

Wyraźnie się zirytowała.

-No wie pan?! Lubię gęsty dywan, ale nie w każdym miejscu.

-Ach przepraszam, oczywiście, pani gust.

-Trawniczek powinien być malutki, tak żeby za bardzo nie przeszkadzał, - westchnęła mrugając porozumiewawczo.

„Co za nimfomanka?! To już sama nie może sobie cipy ogolić?” - pomyślałem z niejakim zgorszeniem.

-Pani Elu, - jęknąłem, jakby wymierzyła mi policzek.

Siedzieliśmy w jej samochodzie a ona położyła dłoń na moim kolanie i przesuwała ją coraz wyżej.

-No to jak, mogę być spokojna, że nie wystraszy się pan mojego trawniczka? - powiedziała powoli, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Nagle odezwała się we mnie jakaś dziwna pruderia.

-Pani Elu, jestem ogrodnikiem, a nie...

Położyła palec na moich ustach.

-Oj tam, da sobie pan radę.

Nie miałem pojęcia czym może się skończyć ta dziwna, lecz podniecająca gra.

-No dobrze, postaram się, - odpowiedziałem, starając się rozluźnić.

-W takim razie jesteśmy umówieni na strzyżenie trawniczka i inne prace porządkowe w moim ogródku, tak?

-Tak, - odpowiedziałem.


***


Byłem w pracy, kiedy zadzwonił telefon.

-Odeszły mi wody, za chwilę będzie tu karetka! - krzyczała do słuchawki Ania.

Biegiem ruszyłem w stronę biurowca i jak burza wpadłem do pokoju mojej szefowej. Dyszałem.

-Co się stało, ktoś umarł? - zażartowała.

-Gorzej!

Spojrzała na mnie kompletnie zaskoczona.

-To już, - rzuciłem z przejęciem.

-Co już?

-Mogę?

-Panie Jarku, co?

-Żona rodzi.

Zrobiła wielkie oczy.

-To jeszcze pan tu jest?!

Pobiegłem na parking, wsiadłem do samochodu i z piskiem ruszyłem w stronę miasta. Opuszczając zakład o mały włos nie staranowałem szlabanu. Niestety w połowie drogi utknąłem w korku. W drzwiach porodówki przywitała mnie pielęgniarka.

-Już po wszystkim. Ma pan ślicznego, zdrowego synka, - powiedziała spokojnym tonem.

Pobiegłem do żony. Kiedy ją zobaczyłem, rozkleiłem się całkowicie. Leżała w śnieżnobiałym szlafroku a obok niej maleństwo.

-Hej! - uśmiechnęła się.

Z moich oczu popłynęły wielkie łzy.

-Cześć, jak się czujesz?

-Dobrze. Czemu płaczesz?

-Nie płaczę, to od wiatru, - wykrzywiłem twarz w uśmiechu.

Popatrzyłem na moje dziecko. Był taki malutki i taki śliczny.

-Twój syn, - powiedziała żona.

Przełknąłem ślinę.

-Cześć mały, w brzuszku u mamy to była bajka, teraz to będziesz miał przechlapane.

Zaczęliśmy się śmiać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...