niedziela, 31 października 2021

Usługi ogrodnicze.

25. Napije się pan czegoś?


Uśmiechnęła się, a w jej oczach było tylko pożądanie i nagle otworzyła drzwi.

-Napije się pan czegoś? - powiedziała najcieplejszym głosem, jaki kiedykolwiek u niej słyszałem.



Około godziny trzynastej zaczęło robić się gorąco. Na kolanach wybierałem chwasty z iglaków, mimo to co chwilę zerkałem w stronę domu. Kątem oka obserwowałem, jak spaceruje po salonie w samej koszuli. Jej garderoba wydawała mi się jeszcze cieńsza i bardziej delikatna. Wyglądała, jak ledwie widoczna seledynowa mgiełka. Kiedy moja przełożona stawała pod światło, mogłem bez przeszkód podziwiać jej seksapil i piękno. Wielkimi balonami odznaczały się piersi, hm... chociaż nie... były raczej podobne do napełnionych wodą worków. Niesamowicie mnie podniecały, szczególnie że na ich szczytach dumnie sterczały grube, brązowe sutki. Dodatkowo, kiedy zjechałem niżej wzrokiem, między udami majaczył ciemny trójkącik jej cipki.

Czułem, że krew w moich żyłach osiągnęła temperaturę wrzenia, a spodnie stały się ciasne i niewygodne. Teraz to naprawdę nie mogłem się na niczym skupić. Miałem wrażenie, że po moich plecach biega coś na kształt mrówek.

Po południu słońce przeszło na drugą stronę domu i zrobiło się jeszcze goręcej. Pomyślałem sobie, że jak zdejmę koszulę, to się ładnie opalę, ale chyba tak naprawdę chodziło mi o coś zupełnie innego. Wiedziałem, że ona tam jest i że w każdej chwili może na mnie patrzeć. Chciałem, by mnie zobaczyła bez ubrania, chciałem, by na mnie patrzyła zza jednej z tych szklanych ścian. Fakt: do samego końca nie chciałem się do tego przyznać, ale podniecała mnie sama myśl, że moja szefowa może ukradkiem na mnie spoglądać tak jak ja przed południem na nią.

No i nie zawiodłem się. To było niesamowite, widziałem jak pożera mnie wzrokiem. Tak... najpierw pojawiła się w oknie salonu, a kiedy celowo przeszedłem z drugiej strony, ujrzałem ją w kuchni. Narastało we mnie napięcie, kipiące, gigantyczne podniecenie. Penis o mało nie rozerwał moich roboczych spodni.

W pewnym momencie zatrzymała się w przeszklonych drzwiach werandy, znalazła się w samym środku ostrych słonecznych promieni. Stałem nie dalej jak dwa metry od szyby, szybko i głęboko oddychałem, myślałem, że za chwilę stracę przytomność. W wyobraźni właśnie wchodziłem do środka i ją brałem. Niestety, w rzeczywistości nie stało się jednak kompletnie nic. Po prostu zesztywniałem. Nieprzyjemny paraliż minął dopiero gdy udzieliłem sobie solidnej reprymendy.

„Jarek przestań! Do jasnej cholery, co na to powiedziałaby twoja żona?!”

Zabrałem się do dalszej pracy, nie mogłem jednak przestać o niej myśleć, pragnąć jej, fantazjować. Na koniec spotkała mnie jednak miła niespodzianka. Nim na dobre się oddaliłem, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnęła się, a w jej oczach było tylko pożądanie i nagle otworzyła drzwi.

-Napije się pan czegoś? - powiedziała najcieplejszym głosem, jaki kiedykolwiek u niej słyszałem.

Przełknąłem ślinę, byłem bezradny, nie mogłem sobie poradzić z własnym podnieceniem.

„Boże kochany, zabierzcie ją stąd! Co ona sobie myśli, że w tej chwili zastanawiam się nad ugaszeniem właśnie tego pragnienia?!”

Gdzieś pod czaszką dudniły jeszcze jej słowa: „napije się pan czegoś...”, były jak wołanie konającego na pustyni, albo jak... sam nie wiem już... Miałem ochotę wypieścić ją calutką, dosłownie wylizać centymetr po centymetrze każdy zakamarek jej słodkiego, niesamowitego ciała. Rozumowałem, nie jak człowiek, ale jak napalony wygłodzony dzikus. Opanowałem się jednak i potrząsnąłem głową.

-Nie che pan? - spytała zaskoczona.

„Cholera jasna, zabierzcie stąd tę kobietę!” - myślałem gorączkowo.

Jeszcze raz głośno przełknąłem ślinę.

-Przepraszam, to z upału, - wychrypiałem.

Przyglądała mi się uważnie.

-Coś panu jest? - w jej głosie wyczułem odrobinę szczerej troski.

Zdołałem tylko wydusić z siebie:

-Nie, nie...

-Naprawdę nic pan nie chce?

-Chcę. Tak, oczywiście, że chcę... jakby była pani tak miła...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...