środa, 27 października 2021

Usługi ogrodnicze.

21. To nie będzie zwykłe zlecenie.


Teraz już wiedziałem, że to na pewno nie będzie zwykłe zlecenie. Zmieszany próbowałem coś bąkać, by jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Można powiedzieć, że przygwoździła mnie, albo jak kto woli, zapędziła w kozi róg. Dość powiedzieć, że prawie stałem przed nią na baczność i nagle olśniło mnie.

-Zaraz, zaraz... czemu ja się tak bronię, przecież to zajebista babka.


-Tak? - spytałem.

-Mam dla pana małą robótkę, - wyjaśniła tajemniczo.

Spojrzałem na nią ze znakiem zapytania w oczach. Po jej minie nie mogłem wywnioskować czy rzeczywiście mówi o jakimś dodatkowym zajęciu, czy też znowu chce mnie wciągnąć w jakąś niezbyt czystą grę.

-Niech pan się nie martwi, wszystko w godzinach pracy, - dodała.

-Rozumiem, - powiedziałem tak, jakby to rzeczywiście coś zmieniało. 

-Mojego faceta jak zwykle nie ma w domu, - zaczęła.

-Tak? I co? 

-Nie mogę wyjechać z garażu. Pomoże mi pan?

-Pewnie, - rzuciłem z nieukrywaną ulgą.

Po chwili wyjaśniła, o co dokładnie chodzi. Wziąłem łopatę i wsiadłem do jej samochodu. Ruszyliśmy.

Mieszkała w nowo wybudowanej pięknej willi. Po detalach zorientowałem się, że dom zamieszkany jest najwyżej od roku: wszystko wykonane na zamówienie, nawet ogród jak z katalogu.

Wysiadłem i nim się zorientowałem, zostałem sam. Miałem odśnieżyć podjazd i kawałek chodnika na zewnątrz ogrodzenia. Kiedy światła jej samochodu znikły za zakrętem, poczułem się bardzo samotny i opuszczony. Może właśnie dlatego ostro zabrałem się do pracy. Wkrótce w wyznaczonym odcinku nie było już śniegu.

-No, panie Jarku, dobrze wykonał pan swoje zadanie, - powiedziała z aprobatą po powrocie.

W jej głosie ponownie wyczułem lekką dwuznaczność.

-Dziękuję, - odpowiedziałem krótko.

-To ile się panu należy? - spytała już bardziej normalnie.

„Dobre pytanie, - zastanawiałem się, - jestem w pracy, a ona jest moją szefową.”

-Cztery godziny po dziesięć złotych, to będzie czterdzieści złotych, - policzyłem głośno.

-O, jaki pan tani, - uśmiechnęła się, - chyba zastanowię się nad dalszymi usługami.

-Oczywiście pani Elu, jestem do pani dyspozycji, niech pani tylko powie kiedy.

Spojrzała mi w oczy, a na jej twarzy znów pojawił się ten podejrzany uśmiech.

-Spokojnie panie Jarku, jeszcze pana wykorzystam, ale nie teraz, wiosną. Pan ma duże doświadczenie, a tu trzeba będzie nieco skrócić, przyciąć. No wie pan... - zawiesiła głos i jeszcze raz obdarowała mnie tym swoim słodkim uśmiechem.

„Aha, szykuje się stałe zlecenie”, - pomyślałem uradowany.

Gdzieś pod skórą czułem jednak, że nie będzie to zwykła robota.

-Oczywiście pani Elu z przyjemnością zajmę się pani ogródkiem, - powiedziałem i poczułem jak moje serce przyspiesza rytm.

„Cholera, czy świat nie może być nieco prostszy?” - pomyślałem z irytacją.

Popatrzyła w moje oczy i uśmiechnęła się, a później na jej twarzy pojawił się seksowny rumieniec.

-No wie pan, panie Jarku, mój ogródeczek wymaga bardzo troskliwej opieki, - powiedziała cicho i w bardzo niewinny sposób opuściła powieki.

-Troskliwej, mówi pani, - powtórzyłem.

Chwyciła mnie za ramię i mocno przytrzymała.

-Panie Jarku, przecież pan wie...

Teraz już wiedziałem, że to na pewno nie będzie zwykłe zlecenie. Zmieszany próbowałem coś bąkać, by jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Można powiedzieć, że przygwoździła mnie, albo jak kto woli, zapędziła w kozi róg. Dość powiedzieć, że prawie stałem przed nią na baczność i nagle olśniło mnie.

-Zaraz, zaraz... czemu ja się tak bronię, przecież to zajebista babka, mój kutas na jej widok sterczy jak rakieta, dlaczego tak uciekam?! Przecież powinienem dać się jej zaciągnąć do wyra, sama tego chce.

-No zobaczymy, pan Elu. Nie chcę niczego przesądzać, ale jestem gotów podjąć się każdego zlecenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...