sobota, 27 listopada 2021

Zakazane sny.

14. Na chodniku.


Zajęli się nią na chodniku. Jeden od tyłu, a drugi od przodu. Nachyliła się, by pierwszemu zrobić loda, w tym samym czasie drugi niespodziewanie zapakował w nią od tyłu swoją wielką fujarę.


Bez skrępowania spojrzała na jego krocze. Westchnęła z zachwytem. Fujarę miał dorodną, sztywną, żylastą i grubą. Pod spodem zwisał wór z jajami, jak u rozpłodowego buhaja. Miał czym zalać jej spragnioną cipeczkę. Ledwie zapanowała nad swoim rozbuchanym pożądaniem. Najlepiej już w tej chwili nadziałaby się na tę jego kosmiczną rakietę. Po co czekać? Po jaką cholerę ta gra wstępna. To zupełnie niepotrzebne. Szybko załatwiłaby sprawę, zuchwale doprowadzając się na sam szczyt. Mimo to coś kazało postąpić jej inaczej, nieco bardziej powściągliwie.

-Zróbmy to u ciebie, - odrzekła tak, jakby zamierzała wypić do niego drinka bezalkoholowego.

Grała. Czuła się tak, jakby sama obecność przy nim, była tak samo ważna, jak akt płciowy. To jeszcze bardziej spotęgowało napięcie i podniecenie, sprawiło, że w tym wszystkim rzeczywiście było coś piekielnego, coś pozbawionego wszelkich reguł. Chciała się ruchać i tyle.

Sytuacja zaczynała rozwijać się w coraz ciekawszy sposób. Uszli może dwadzieścia, może trzydzieści metrów, kiedy niespodziewanie pojawił się jeszcze jeden dorodny ogier. Ta bezpośredniość zaczynała ją nawet bawić. 

-Może potrzebujecie kogoś do pomocy? Jestem bardzo napalony. Mój fiut od rana nie siedział w żadnej pizdeczce. - odezwał się bez ogródek.

Po chwili dwóch nagich, pięknie zbudowanych mężczyzn maszerowało razem z nią: jeden po lewej, drugi po prawej stronie. Niemal ocierali się o nią swoimi nagimi torsami, czuła ich zapach, zapach podniecenia i seksu. Dyszała ciężko, chociaż jeszcze do niczego nie doszło. Czuła się jak młoda suczka, którą należało porządnie przelecieć. Wiedziała, że zaraz się to stanie. 

Jak mogła się tego spodziewać, nie dotarli do domu. Nie byli w stanie. Ona sama nie pozwoliłaby im na to. Była zbyt podniecona. To musiało się stać tu i teraz. Nawet jeśli oni by nie zaczęli, pierwsza rzuciłaby się na nich. Zajęli się nią na chodniku. Jeden od tyłu, a drugi od przodu. Nachyliła się, by pierwszemu zrobić loda, w tym samym czasie drugi niespodziewanie zapakował w nią od tyłu swoją wielką fujarę.

Lepszej zabawy nie mogła się spodziewać. Po chwili ten pierwszy podniósł ją i wszedł w jej cipkę od przodu. Zawisła na ich sztywnych drągach jak szmaciana lalka. Jęczała z bólu i rozkoszy. Dwa potężne fiuty siedziały w jej norce. Miała wrażenie, że ją rozerwą. Byli jak dzikie kozły, nie nie zwracali uwagi na jej jęki i westchnienia, a ona już po kliku pierwszych pchnięciach doznała orgazmu. Jej cipka ociekała sokami jak wyciskana cytryna. 

Po paru minutach zamienili się miejscami. Już prawie traciła przytomność, ale mimo wszystko nie chciała tego przerywać, chciała jeszcze i jeszcze. Zachowywała się jak rasowa dziwka.

-Dalej chłopcy, dalej, och walcie, proszę! - stękała z wysiłkiem

Nie mogła się powstrzymać. W końcu poczuła, że wpada w ciemną studnię bez dna. Spadała i spadała, jakby otworzyły się pod nią wrota piekieł. Nie czuła nic poza obezwładniającym uczuciem rozkoszy.

Minęła cała wieczność, albo się jej tylko tak zdawało. Jej ciałem szarpało niekończące się uczucie wszechogarniającego orgazmu. Kiedy końcu było po wszystkim, odezwał się pierwszy z nich:

-Mam na imię Adam.

-A ja Jerzy, - dodał drugi.

-No to na mnie czas, - skinął w stronę drugiego końca ulicy Adam, - muszę nieco się odświeżyć i szukać kolejnego towaru.

-Ja też muszę coś sobie zorganizować. Przyjemnej zabawy w naszym świecie, Aniu, - szepnął Jerzy, całując ją w policzek.

Po chwili, jak gdyby nigdy nic, ruszyli w dalszą drogę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...