wtorek, 30 listopada 2021

Zakazane sny.

17. Jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze.


Siedziała wygodnie w fotelu, pociągała łyczek za łyczkiem, delektując się specyficznym smakiem i aromatem trunku, kiedy nagle poczuła, że coś niepokojącego dzieje się z jej organizmem. Była nietypowo rozluźniona, odprężona i wewnętrznie spokojna. Stwierdziła, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze. Po chwili straciła poczucie samokontroli i decydowania o sobie. Nie była w stanie dziwić się czemukolwiek, co się wokół niej działo.


-Jak to, musisz uprawiać seks, żeby żyć? 

Pokiwał głową.

-To dziwny, nienormalny świat, - stwierdziła kwaśno.

-To nie tak. Skąd wiesz, co jest normalne i dziwne? Zdajesz sobie sprawę, dlaczego trafiłaś do nas?

No tak przecież nigdy wcześniej się nad tym nie zastawiała. 

-Nie.

-Bo jesteś jedną z nas.

-Co?

-To nie ten świat tworzy tych ludzi. To ci ludzie stworzyli ten świat. Ty jesteś jedną z tych osób. Jesteś jedną z nas.

-Nie rozumiem.

-To rosło w tobie od bardzo dawna. Czułaś to, choć nie potrafiłaś tego nazwać. Jesteś głodna. Zastanów się: musisz ciągle zaspokajać swoje pragnienia, swój apetyt seksualny. Dlatego tak dziwnie się czujesz. Nie opanujesz tego. Dlatego tu jesteś. 

Po kilku minutach bez pukania weszła piękna brunetka. Była bardzo młoda, miała najwyżej osiemnaście lat. Była goła, jak ją Pan Bóg stworzył. Dumnie paradowała swoimi ogromnymi cyckami. Jej szerokie biodra przy każdym kroku kołysały się na boki. Leon spojrzał na nią i oblizał się.

-Hm, jesteś taka apetyczna, że gdyby nie kolega, to zerznąłbym cię w tych drzwiach, - mruknął.

W tym momencie z kuchni wyszedł Karl.

-O, już jesteś, siadaj, - powiedział, stawiając tacę z filiżankami na ławie.

Podszedł do niej i zamiast uścisku dłoni na powitanie złapał ją za cipkę. Jego palec wskazujący na moment zanurzył się w jej szparce. Uniósł go do twarzy i powąchał.

-Uch! – jęknęła, ujmując go za sterczącą pałę.

-To jest Katia, - przedstawił ją, - poznajcie się.

Leon podszedł do niej i wypowiadając swoje, imię wykonał podobny gest.

Anna, widząc to, podnieciła się jeszcze bardziej.

„Co za dziwne rytuały”, - pomyślała, ale po chwili uśmiechnęła się serdecznie. 

-Jestem Anna, - powiedziała i poczuła palce Katji w swojej szparce. Odwzajemniła się tym samym. Była zaskoczona swoją reakcją, a jednak to zrobiła.

-Siadaj, napijesz się czegoś mocniejszego? – zwrócił się do nowo przybyłej. Dziewczyna pokiwała głową.

-Kukabura, czy kantaki? – spytał.

-Kantaki, - odrzekła grzecznie.

Karl spojrzał na pozostałych.

-Ja to samo, - mruknął Leon.

Anna nie miała pojęcia, o jakich napojach mówią, ale nazwa kukabura wydala się jej bardziej interesująca.

-Proszę to drugie, - powiedziała.

-Jesteś pewna? – spytał.

-Tak, a co to jest?

-Zobaczysz, - odpowiedział.

Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.

Już po chwili miała w kieliszku jakiś zielonkawy napój. Ostrożnie zanurzyła usta i spróbowała.

-Dobre? – spytał Adam.

Pokiwała głową. Trunek był mocno schłodzony, miał wyśmienity, ale zupełnie obcy smak. Już po pierwszym łyku wiedziała, że na pewno nie był to alkohol.

Siedziała wygodnie w fotelu, pociągała łyczek za łyczkiem, delektując się specyficznym smakiem i aromatem trunku, kiedy nagle poczuła, że coś niepokojącego dzieje się z jej organizmem. Była nietypowo rozluźniona, odprężona i wewnętrznie spokojna. Stwierdziła, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze. Po chwili straciła poczucie samokontroli i decydowania o sobie. Nie była w stanie dziwić się czemukolwiek, co się wokół niej działo.

Było jej wszystko jedno, jej podniecenie narastało. Na początku nie było zbyt wysokie, lecz jak wielka fala tsunami, majaczyło gdzieś na horyzoncie świadomości.

Po kilku minutach poprawiła pozycję, jakby przeczuwając to, co za chwilę się wydarzy. Podniecenie wciąż się nasilało. Było mocne, ale jeszcze do zaakceptowania. Cała ta sytuacja bawiła ją i intrygowała. Z uwagą obserwowała, jak Karl zaczyna pieścić i całować Katię.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...