sobota, 31 grudnia 2022

Miasto kobiet.

7. Zerżnij moją cipkę.


Uśmiechnąłem się do niej ciepło. To rzeczywiście było jakieś wariactwo, wszystko było postawione na głowie, ale w sumie zaczynało mnie to nawet bawić. W jakimś sensie. Bawić i podniecać, ale żeby tak od razu nieznajomą dziewczynę wydymać? I to na jej własną prośbę, nie, żądanie? No nie, jakoś nie mieściło mi się w głowie. Może nie byłem z tych co… Może inny facet wykorzystałby to w pięć minut i to bez zadawania żadnych pytań, ale nie ja. Jakoś nie mogłem.

-No wiesz… - odezwałem się w końcu, - tak by pasowało, przecież cię nie znam, zastanawiam się… 

Zrobiła słodką minę. Bardzo słodką. Czułem, że zrobi wszystko, aby dopiąć swego. 

-Zerżniesz moją cipkę, co? Proszę cię. 

Teraz to ja uśmiechnąłem się do niej, zrobiło mi się bardzo głupio. Prowokowała:

-Zobacz, jaka jest gorąca, mokra i ciasna. Chętnie przyjmie twojego chuja w swoje spragnione wnętrze. No nie daj się prosić. Chyba nie pójdziesz sobie bez wykorzystania wszystkich jej walorów? 

Bawiło mnie to coraz bardziej. Coraz bardziej byłem podniecony. Czułem zaciskające się mięśnie w swoim kroczu. Pulsowanie u korzenia mojego ptaka wciąż narastało. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i to właśnie było takie niesamowite. 

-No nie wiem, nie wiem… 

-Och, proszę, zrób mi krzywdę. 

-Krzywdę?

-Zerżnij mnie. Zerżnij moją cipkę. Zgwałć mnie, tu i teraz. Przeleć mnie na wszystkie możliwe sposoby. Kurwa, wyruchaj mnie! 

Westchnąłem ciężko, czując, że wszystko stanęło na głowie i trzeba będzie to jakoś zaakceptować. Tylko jak?

-Wiesz, co, rzeczywiście miałem sobie pójść. Co ja mówię, miałem tu w ogóle nie wchodzić, nie mówiąc o wyruchaniu cię, ale skoro tak ładnie prosisz, to nie będę świnią. No nie? 

Hahaha… teraz ja czułem się jak świnia. Zdawałem sobie sprawę, że coś tu jest nie tak i godziłem się brać w tym udział. Coś mi mówiło, że nie powinienem tego robić.  Zbyt szybko i zbyt gwałtownie wszystko się toczyło. Może to jakiś podstęp, jakaś pułapka? Zastanawiałem się, co jeszcze może z tego wyniknąć. 

-Pomogę ci, - powiedziała. 

Podeszła do fotela, na którym siedziałem i uklękła tuż obok moich stóp. Wiedziałem, do czego to wszystko zmierza. Mimo to czułem się bezsilny. Nie chciałem tego. To znaczy, kurwa, chciałem, jak każdy chłop, ale nie tak, nie w taki sposób. Nie tak szybko i nie tak gwałtownie. Nie tak, żeby to ona dyktowała cały rytm i sposób. Robiło mi się coraz goręcej. Boże kochany, a może nie?! Przecież chyba chciałem? Bardzo chciałem, tylko nie wypadało. Nie wiem. Wszystko mi się już mieszało. 

-Daj mi go, - powiedziała miękkim ciepłym głosem, ostentacyjnie wciskając się między moje uda. 

W pierwszym momencie myślałem, że chodzi o coś innego. Łudziłem się. 

-Co? - rzuciłem nerwowo, myśląc, że jeszcze uda mi się z tego jakoś wywinąć. 

-Co tak na mnie patrzysz?!  Chcę ci zrobić laskę, - powiedziała wprost. 

Im bardziej ona nalegała, tym ja bardziej czułem się skrępowany. 

-Słuchaj, może jednak porozmawiamy… 

Spojrzała na mnie poważnie. 

-O czym chcesz jeszcze rozmawiać? No nie bądź śmieszny. Daj mi go natychmiast. 

-Och, Boże, - westchnąłem, - co się tutaj dzieje? 

Nie odstępowała. Była jak w amoku. Jej oczy były szkliste. 

-Och, on jest taki wielki i twardy. A jak cudownie pachnie. Chcę poczuć go w swoich ustach. Teraz, już. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...