poniedziałek, 26 grudnia 2022

Miasto kobiet.

2. Szczupła blondynka wciąga mnie do mieszkania. 


Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby gdybym rzeczywiście nie miał na sobie nic i chodził tak na golasa po całym mieście i nikt by na to nie zwracał najmniejszej uwagi. Idiotyczne, ale coś w tym było. To miało sens, szczególnie w taki upał jak dziś. Może moje myśli były głupie, ale mój organizm natychmiast zareagował na takie niby przypadkowe wyobrażenie. Natychmiast uświadomiłem sobie, że jestem bardzo podniecony. 

Rzeczywiście czułem to. Widziałem, jak mój fiut sterczy czubem do góry niczym wielka rakieta. Był gruby, sztywny i pokrywała go sieć napęczniałych fioletowych żył. Fiut był w spodniach, ale ja rzeczywiście byłem cholernie podniecony. Jednak cały czas myślałem, że to coś nie w porządku. Zwaliłem to na karb tego upału. 

W momencie kiedy przez moją głowę przebiegła myśl, aby wyjść z cienia i udać się do najbliższego sklepu po coś do picia, drzwi obok się otworzyły i jakaś ręka wciągnęła mnie do środka. Nie zdążyłem nawet zareagować. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to dziewczyna. Była trochę starsza od tych, które biegały po ulicy, ale i tak bardzo młoda. 

To była szczupła blondynka z dość dużymi jędrnymi, sterczącymi piersiami. Była bardzo ładna. Musiałem przyznać, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Po chwili stało się coś jeszcze, coś, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że rzeczywiście dzieje się coś nietypowego. Wciągnąłem głęboko powietrze i nie mogłem go już wypuścić. 

Tak, ona także była naga. Nie miała na sobie kompletnie nic. Tak samo jak tamte przy fontannie. Myślałem, że jak zamknę oczy i z powrotem je otworzę, to wszystko wróci do normy. Mówiłem sobie, że to przecież niemożliwe, dziewczyny nie chodzą nago, a jednak. 

-Boże, co się dzieje? - spytałem, chcąc jak najszybciej uzyskać odpowiedź. 

Z drugiej strony usilnie próbowałem opanować  szok, ale on nie malał. Patrzyła na mnie. 

-Kim jesteś?- westchnąłem jeszcze raz. 

Cisza. Patrzyła na mnie tak, jakbym co najmniej spadł z księżyca, co jeszcze bardziej wybiło mnie z rytmu. Po chwili  spróbowałem jeszcze raz: 

-No co? Co tak na mnie patrzysz? Popełniłem jakieś przestępstwo? 

Tymczasem to ona zrobiła wielkie oczy i palcem pokazała na moją klatkę piersiową. 

-Co? - spytałem jeszcze raz, - Czego ode mnie chcesz? 

-Masz szczęście, że tu cię wciągnęłam, - rzuciła oschle.

Wciąż mi coś uciekało. Coś istotnego. Tylko co? W moich oczach był wielki znak zapytania. To ona pierwsza wyczuła, że jest między nami wielka przepaść. 

-Ty nic nie rozumiesz? Ty naprawdę nic nie rozumiesz? 

Uśmiechnąłem się głupkowato. 

-No, jakoś nie. Chociaż mniemam, że ty mi to wytłumaczysz.

Zmarszczyła brwi i zamiast jasnej odpowiedzi rzuciła: 

-Chcesz, żeby zatrzymała cię policja, albo straż miejska? 

Nie miałem powodu do unikania służb mundurowych. Wciąż byłem na tyle spokojny, by nie popadać w przesadną panikę. 

-Nie. Nie chcę. Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek miałby mnie zatrzymywać?

Nic się nie zmieniło. Jeszcze raz spojrzała na mnie jak na kompletnego wariata. 

-Jak to dlaczego? Jeszcze się pytasz? Przecież jesteś kompletnie ubrany. 

Rozbawiło mnie to. 

-No jestem i co z tego? 

Jej jakoś nie było do śmiechu. 

-No jak to, co z tego?!

Wciąż w dobrym humorze, ale nieco bardziej zaintrygowany, spytałem: 

-Nie rozumiem, czy to jakieś przestępstwo? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...