2. Nie rób mi tego więcej.
Ukląkłem przed nią i położyłem głowę na jej kolanach.
-Boże, jak ja bardzo cię kocham, przepraszam, Basieńko.
Chwyciła mnie za skronie i uniosła do góry.
-Spójrz na mnie, spójrz mi w oczy. Jeśli jeszcze raz coś takiego się powtórzy, jesteś bez jajec, a ona nie żyje, rozumiesz?!
Przełknąłem ślinę.
-Kocham cię, - szepnąłem.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-A teraz wstań, bo wyglądasz jak pajac.
Podniosłem się i patrzyłem.
-Boże, Basiu, jak ja bardzo cię kocham.
Jeszcze raz, bardzo głęboko, spojrzałem w jej oczy. Nie było w nich złości, czy nienawiści a jedynie cierpienie i miłość. Wiedziałem, że ten ich widok zapadnie w mojej pamięci do końca życia. Nie odrzuca się kogoś takiego, komuś takiemu nie zadaje się cierpienia. Bezgłośnie, samymi ustami, samym ruchem warg powiedziała:
-Kocham cię.
-I ja ciebie, - westchnąłem.
Usiadła pod samym oknem na podłodze. Za jej plecami była firana sięgająca parkietu i jasnobeżowa zasłona. Przeciągnęła się jak kotka. Jedną rękę włożyła za głowę i oparła skroń na ramieniu.
-No i co ja mam z tobą zrobić człowieku? No co?!
Patrzyłem na jej piękną twarz, na te brązowe, duże oczy, na pełne szerokie usta z prześlicznymi dołeczkami na końcach i chciałem po prostu ją pocałować.
-Basieńko, Jezu, dziewczyno, jaka ty jesteś piękna, - jęknąłem.
-No dobrze, chodź do mnie, chodź i zrób to, no pocałuj mnie i pokaż, że mnie kochasz.
Przysuwałem się, delikatnie, dłońmi odgarnąłem jej włosy, ująłem jej skronie i przyciągnąłem do swojej twarzy. Zbliżałem wargi, bliżej i bliżej, aż w końcu dotknąłem, ledwie musnąłem, a moje serce prawie stanęło.
-Miłości ty moja, jedyna, - recytowałem.
Odsunęła się nieznacznie, by, jeszcze raz, spojrzeć w moje oczy.
-Kochasz, mnie, naprawdę mnie kochasz?
-Kocham, kocham, kocham… - powtarzałem, jak w transie.
Całowałem jej policzek i szyję.
-To nie rób mi tak, nie rób, - prosiła.
Schodziłem coraz niżej, muskając ustami odsłonięte miejsce między jej dużymi piersiami. Czułem, jak coraz głębiej i ciężej oddycha. Przysunąłem się jeszcze bliżej, by się do niej przytulić. Przez delikatny miękki materiał pieściłem jej ciało. Nie miała na sobie stanika, zupełnie jak Jadzia, z którą zdradziłem ją jeszcze wczoraj. Ugryzłem się w język. Poczułem się tak, jakbym Basię zdradził po raz drugi. Dlaczego, w takiej chwili, pomyślałem właśnie o tamtej? Cholera jasna, przecież, o mało, nie straciłem swojej kobiety, z powodu przelotnej przygody w pracy.
-Och Basiu, kocham cię, kocham, - szeptałem raz za razem, by zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Położyłem dłoń na jej zgrabnych udach i powoli przesuwałem jej sukienkę do góry, wyżej i wyżej.
-Pieść mnie, och pieść mnie, - powtarzała.
Oparła dłoń o parkiet, coraz bardziej pochylając się do tyłu. Nagle uniosła ręce do góry, zsuwając z pleców ramiączka sukienki.
-Wiesz co, ale ja jestem głupia, - odezwała się.
Patrzyła na mnie wzrokiem wygłodniałej samicy. Znałem to spojrzenie, wiedziałem, czego chce, czego pragnie i nie mogłem jej odmówić, nie w tej chwili.
-Dziewczyno, jestem twój, - szepnąłem drżącym głosem.
-Może nie powinnam, wiem, że nie powinnam, na pewno nie powinnam, ale co mi tam, Boże, facet… nie rób mi tego więcej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz