piątek, 23 grudnia 2022

Tylko z nią.

2. Nie rób mi tego więcej.


Ukląkłem przed nią i położyłem głowę na jej kolanach. 

-Boże, jak ja bardzo cię kocham, przepraszam, Basieńko.

Chwyciła mnie za skronie i uniosła do góry. 

-Spójrz na mnie, spójrz mi w oczy. Jeśli jeszcze raz coś takiego się powtórzy, jesteś bez jajec, a ona nie żyje, rozumiesz?!

Przełknąłem ślinę.

-Kocham cię, - szepnąłem.

Uśmiechnęła się delikatnie.

-A teraz wstań, bo wyglądasz jak pajac.

Podniosłem się i patrzyłem.

-Boże, Basiu, jak ja bardzo cię kocham.

Jeszcze raz, bardzo głęboko, spojrzałem w jej oczy. Nie było w nich złości, czy nienawiści a jedynie cierpienie i miłość. Wiedziałem, że ten ich widok zapadnie w mojej pamięci do końca życia. Nie odrzuca się kogoś takiego, komuś takiemu nie zadaje się cierpienia. Bezgłośnie, samymi ustami, samym ruchem warg powiedziała:

-Kocham cię.

-I ja ciebie, - westchnąłem.

Usiadła pod samym oknem na podłodze. Za jej plecami była firana sięgająca parkietu i jasnobeżowa zasłona. Przeciągnęła się jak kotka. Jedną rękę włożyła za głowę i oparła skroń na ramieniu. 

-No i co ja mam z tobą zrobić człowieku? No co?!

Patrzyłem na jej piękną twarz, na te brązowe, duże oczy, na pełne szerokie usta z prześlicznymi dołeczkami na końcach i chciałem po prostu ją pocałować. 

-Basieńko, Jezu, dziewczyno, jaka ty jesteś piękna, - jęknąłem.

-No dobrze, chodź do mnie, chodź i zrób to, no pocałuj mnie i pokaż, że mnie kochasz.

Przysuwałem się, delikatnie, dłońmi odgarnąłem jej włosy, ująłem jej skronie i przyciągnąłem do swojej twarzy. Zbliżałem wargi, bliżej i bliżej, aż w końcu dotknąłem, ledwie musnąłem, a moje serce prawie stanęło. 

-Miłości ty moja, jedyna, - recytowałem.

Odsunęła się nieznacznie, by, jeszcze raz, spojrzeć w moje oczy. 

-Kochasz, mnie, naprawdę mnie kochasz?

-Kocham, kocham, kocham… - powtarzałem, jak w transie.

Całowałem jej policzek i szyję. 

-To nie rób mi tak, nie rób, - prosiła.

Schodziłem coraz niżej, muskając ustami odsłonięte miejsce między jej dużymi piersiami. Czułem, jak coraz głębiej i ciężej oddycha. Przysunąłem się jeszcze bliżej, by się do niej przytulić. Przez delikatny miękki materiał pieściłem jej ciało. Nie miała na sobie stanika, zupełnie jak Jadzia, z którą zdradziłem ją jeszcze wczoraj. Ugryzłem się w język. Poczułem się tak, jakbym Basię zdradził po raz drugi. Dlaczego, w takiej chwili, pomyślałem właśnie o tamtej? Cholera jasna, przecież, o mało, nie straciłem swojej kobiety, z powodu przelotnej przygody w pracy. 

-Och Basiu, kocham cię, kocham, - szeptałem raz za razem, by zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Położyłem dłoń na jej zgrabnych udach i powoli przesuwałem jej sukienkę do góry, wyżej i wyżej. 

-Pieść mnie, och pieść mnie, - powtarzała. 

Oparła dłoń o parkiet, coraz bardziej pochylając się do tyłu. Nagle uniosła ręce do góry, zsuwając z pleców ramiączka sukienki. 

-Wiesz co, ale ja jestem głupia, - odezwała się. 

Patrzyła na mnie wzrokiem wygłodniałej samicy. Znałem to spojrzenie, wiedziałem, czego chce, czego pragnie i nie mogłem jej odmówić, nie w tej chwili. 

-Dziewczyno, jestem twój, - szepnąłem drżącym głosem. 

-Może nie powinnam, wiem, że nie powinnam, na pewno nie powinnam, ale co mi tam, Boże, facet… nie rób mi tego więcej!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...