piątek, 30 grudnia 2022

Miasto kobiet.

6. Ty nie chcesz mnie wyruchać?  


-No wiesz, nie należę do ludzi, którzy wstydzą się nagości, ale też nie jestem przyzwyczajony, żeby chodzić na waleta przy obcych… przynajmniej nie na ulicy i nie przy wszystkich. No wiesz, o co mi chodzi. 

Nie zobaczyłem w jej oczach zrozumienia. To chyba rzeczywiście było bardziej skomplikowane. W zamęcie tego wszystkiego jeszcze raz spróbowałem schować kutasa, ale efekt był bardzo mizerny. Przy każdym wysiłku wyskakiwał niczym wielka sprężyna. Byłem zbyt podniecony, aby ta sztuka mogła mi się udać. Natychmiast dostrzegła moje zachowanie i odezwała się stanowczo:

-Nie chowaj go.

-Co?

Nie chowaj.

Potrząsnąłem głową tak, jakbym za chwilę miał się obudzić z dziwnego snu. Podniecenie błyskawicznie narastało. Mieszało się z coraz większym wstydem i skrępowaniem. 

-Słucham?  

-Nie możesz.

-Ale… jak to, nie mogę?

-Nie po to wyciągałam go na wierzch, żebyś teraz go chował. 

Szczęka mi opadła. Kazała mi trzymać fiuta na wierzchu, żeby mogła na niego swobodnie patrzeć. Kiedy chowałem, nie podobało się jej to. 

-Ale… - próbowałem jeszcze zaprotestować. 

Jej wzrok nie wyrażał niczego dobrego ani pozytywnego. Była w nim stanowczość i odrobinę pogardy. Czyżby w ten sposób chciała mnie sobie podporządkować? Tylko w jakim celu?

-Muszę przywołać cię do porządku, bo chyba rzeczywiście czegoś nie rozumiesz. 

-Jak to?

-Obywatelu, tak się nie zachowujemy! Chyba że chcesz minie obrazić. Twój penis cały czas ma być na wierzchu, zrozumiano! 

Patrzyła na mnie wzrokiem bazyliszka. Nie wiedzieć czemu zrezygnowałem z dalszego oporu. Czułem, bardziej chyba podświadomie, że lepiej będzie dla mnie, jeżeli będę zachowywał się tak, jak ona sobie będzie tego życzyła. 

-W porządku, w porządku… - uniosłem ręce w geście poddańczym.

Wiedziałem, że wpakowałem się na dobre. To, co tutaj się działo, przekraczało moje najśmielsze wyobrażenia, wyobrażenia o tym jak dziwny może być świat. Z podniecenia byłem na granicy utraty przytomności. Krew masowo dopływała mi do mózgu, utrudniając trzeźwe myślenie. Mój penis wciąż siedział między udami, a ja mocno je zaciskałem. Nie zastanawiała się nawet przez chwilę. Bez ceregieli wyjęła go na wierzch. Pomimo że jej dłonie były bardzo miękkie i delikatne przez moment próbowałem z nią walczyć. Spojrzała mi w twarz i odezwała się ostro:

-Człowieku, co ty do jasnej cholery robisz?! Pogięło cię?! Może ty jesteś zboczony?! 

-Nie, kurwa, nie jestem zboczony! - wybuchnąłem z nagłą złością. 

-Wiesz co, a mi się wydaje, że jednak jesteś. Kurwa, twój kutas ma być na wierzchu, zrozumiano?! Jak jeszcze raz go schowasz, zadzwonię na policję i powiem, że nie chciałeś mnie zgwałcić! 

Wybałuszyłem oczy. Myślałem, że się przez słyszałem. Oddychałem ciężko. Trudno było mi złapać równowagę psychiczną. Może rzeczywiście zwariowałem. 

-He?! - stęknąłem, jakby nagle coś stanęło mi w gardle. 

Jednak wszystko szło w złym kierunku. 

-No co się tak na mnie gapisz?!  - nie zamierzała odpuszczać, - Chciałeś schować penisa? 

-No i co z tego… 

-Przy mnie, kurwa, przy mnie?! 

-Chyba czegoś nie rozumiem. 

-No, najwidoczniej. 

-Powiedziałaś, że zadzwonisz na policję, bo… 

-Bo nie chcesz mnie zgwałcić, - dokończyła za mnie. 

 -Chwila, poczekaj, poczekaj, jeszcze raz, nie chciałem? Może odwrotnie? 

Patrzyła na mnie bez słowa chyba przez minutę. Zmieniła się. Teraz w jej oczach zobaczyłem prawdziwy strach. Nie wiem dlaczego, ale ona naprawdę się bała. 

-Boże, więc jednak, - odezwała się cicho. 

-Co jednak?

-Ty naprawdę nie chcesz  mnie wyruchać. No tak, jaka byłam głupia, przecież nie chciałeś tu wejść. Ja sama cię wciągnęłam. 

-I co z tego? 

-Jak to?! 

-Wyruchasz mnie czy nie? 

-Zwariowałaś?! Tak od razu?! O Boże, no nie. Raczej nie. 

-Nie podobam ci się?

-Podobasz się, tylko… 

 -No. No i co teraz będzie? Pójdziesz sobie? Ot tak zostawisz mnie? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...