piątek, 28 kwietnia 2023

Miasto kobiet.

125. W salonie na stole. 


Zrobiła minę, jakby była kompletnie zaskoczona i nieco wystraszona, ale nie cofnęła się i nie uchylała przed moim atakiem. Oddychała tylko ciężko, próbując zapanować nad sytuacją. Zdawałem sobie sprawę, że długo to nie potrwa. Byłem zbyt podniecony, a sperma cisnęła się do dziurki na końcu mojego bardzo wrażliwego węża. Nie mogłem tego przeciągać w nieskończoność. 

Jeszcze wyżej uniosłem jej nogę, a ona mi w tym pomagała. Sama chwyciła się pod kolanem i ciągnęła do góry. Teraz to ja górną częścią ciała odchyliłem się do tyłu, a dolną napierałem ze wszystkich sił na jej podnieconą jaskinię miłości. Próbowała patrzeć tam, gdzie wszystko się rozgrywa. Z wysiłkiem pchałem się w jej krocze, milimetr po milimetrze pokonując jej niemy kobiecy opór. Chciałem zdobyć ten bastion i posiąść ją całkowicie. Jej pizdeczka była niesamowicie ciasna. Miałem wrażenie, że zaraz ją rozerwę. Nic takiego się jednak nie działo. Mężnie poddawała się mojemu ogromnemu żylastemu zaganiaczowi. Przyjmowała go z głośnym mlaskaniem. 

-Och, och, och, - pojękiwała z przejęciem. 

Już po kilku minutach całkowicie zatraceni, w amoku i uniesieniu przeszliśmy do drugiego pomieszczenia. Zrobiliśmy to w kompletnej ciszy. Oprócz westchnień nie było nic słychać. Nie musieliśmy sobie nic tłumaczyć. W tym przypadku cokolwiek byśmy powiedzieli, wydawało się zbędne. Doskonale rozumieliśmy się bez tego. Wiedzieliśmy, czego chcemy i to nam całkowicie wystarczało. 

To był salon, ten ich salon. Trochę staromodny, przyjemny i co najważniejsze bardzo wygodny. Idealny do wszelkiego rodzaju ekscesów seksualnych, a tych miało nie brakować tego wieczoru. Na samym środku znajdował się duży, mocny, dębowy stół. Jego blat zrobiony był na wysoki połysk, ale to miało najmniejsze znaczenie. No, chyba żeby wziąć pod uwagę to, że można było się na nim solidnie grzmocić. Jeżeli tak, to co innego.

Stanęła pochylona, podparta rękoma na śliskiej wypolerowanej powierzchni. Co tu dużo mówić, cudo natury. Mocno wygięta w łuk do tyłu zapraszała do siebie. Podziwiałem ją. Nie wiem, jak udawało się jej nie zrobić sobie krzywdy. Była jak gimnastyczka na trapezie. Jej głowa odchylona była mocno do góry. Tak jakby chciała powiedzieć: wsadź tego swojego ogromnego chuja w moją spragnioną, mokrą cipkę. Jej twarz zwrócona była w stronę sufitu, ale oczywiście nic tam nie mogła zobaczyć, ponieważ jej oczy były zamknięte. Bez dwóch zdań w tej chwili skupiona była na własnych doznaniach. Czekała na to, co stanie się za chwilę. 

Przez takie ułożenie ciała jej jasne włosy, niczym rzeka rozlały się na plecach. Szeroko rozstawiła uda. Była gotowa na przyjęcie mojego ogiera w sam środek swoje pizdeczki. Stanąłem tuż za nią, chwyciłem za cycki i mocno pociągnąłem na siebie. Mój kutas wszedł gładko i do samego końca. Teraz była bardzo blisko mnie.

Stojąc tak prosto jak tyczka zacząłem wykonywać nieznaczne ruchy do przodu i do tyłu całym swoim ciałem, jednocześnie za każdym razem pociągałem ją do siebie. Nadziewała się mocno na mojego drąga, dyszała i jęczała coraz głośniej.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...