wtorek, 26 grudnia 2017

Wampir.


4. Pragnienie seksu.

Po chwili uświadomiłem sobie, że chyba skończyłem. Tak mi się przynajmniej wydawało. W ciągu następnych kilkunastu minut dopamina olbrzymich ilościach bombardowała mój mózg. Moje ciało zostało zawładnięte błogim uczuciem zaspokojenia.
Zgodnie z prawami natury, powinienem był odczuć wyraźny spadek potencji seksualnej. Członek powinien zwiotczeć, a ja powinienem stracić ochotę na dalsze igraszki. Przynajmniej na chwilę.
Nic podobnego, jednak, nie zaszło. Ku mojemu, nie powiem, pozytywnemu zaskoczeniu, moja fujara, nawet na milimetr nie zmniejszyła swoich rozmiarów. Mało tego, miałem wrażenie, że jeszcze bardziej się naprężyła.
Ta niesamowita blond sexbomba wciąż na mnie siedziała, swoim wielkim, gorącym, jędrnym tyłkiem.  Nie zanosiło się na to, że da mi spokój. Poprawiła tylko pozycję, bym jeszcze głębiej w nią mógł wchodzić.
Góra-dół, góra-dół… miarowo rytmicznie dynamicznie… unosiła się i opadała tak, jakby nic się nie stało. Spod płatków jej różyczki, mocno opinających mojego drąga, wydobywała się biała maź, która, pod wpływem jej ruchów, zmieniała się w pianę.
Czułem, że przechodzę jakąś dziwną metamorfozę. Tak jakbym stopniowo przestawał być sobą. Z moim organizmem zaczęły dziać się niesamowite rzeczy. Rytm serca przyspieszył tak bardzo, że miałem wrażenie, iż za moment dostanę zawału. Nie mogłem złapać tchu. Miałem wrażenie, że finiszuje na maratonie.
Za wszelką cenę chciałem się pieprzyć. To było obłędne. Jeszcze nigdy, tak bardzo nie chciało mi się ruchać. Byłem przekonany, że mogę to robić bez przerwy.
Pragnienie seksu było tak silne, że zawładnęło całą moją świadomością. Wydupczył bym wszystko, cokolwiek pojawiłyby się w zasięgu mojego wzroku. Nie liczyło się nic więcej, tylko właśnie to. Wiedziałem już, że ta zabawa nie może skończyć się na jednym, dwóch, czy nawet trzech, razach. Byłem przekonany, że potrzebuję tego do normalnego funkcjonowania.
Chciałem więcej i więcej. Stopniowo stawałem się zwierzęciem, przekraczałem kolejne granice.
W pewnym momencie nie wytrzymałem. Postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce i zrobić to szybciej, mocniej i dokładniej.
Wydostałam się spod niej, zmusiłem, by uklękła na podłodze. Zająłem miejsce, od tyłu, między jej i nogami. Chwyciłem swojego chuja w garść i, jednym zdecydowanym, pchnięciem wszedłem w jej ciasną, wilgotną cipeczkę.
Nie zastanawiałem się. Pierdoliłem jak szalony. Poruszałem biodrami w takim tempie, że odgłosy uderzeń o pośladki, jej jęki i moje westchnienia, utworzyły coś w rodzaju muzyki wypełniającej całe pomieszczenie.
Byłem maszyną, a nie człowiekiem. Nie czułem zmęczenia, tylko ciągle narastające podniecenie. Buzowała we mnie energia, nad którą nie mogłem zapanować. Z jednej strony czułem gigantyczną, niemalejącą rozkosz, a z drugiej, ciągle utrzymujący się, niedosyt.
Takie doznania można porównać jedynie ze stanem w chwilę po ugryzieniu owada. Im bardziej się człowiek drapie, tym bardziej swędzi. Nie przestaje swędzieć, dopóki nie przestaje się drapać. Nie może przestać się drapać ponieważ go swędzi. W ten sposób koło się zamyka.
Wierciła się, wyginała swoje ciało we wszystkie strony, a ja pracowałem jak lunatyk. Niewiele kojarzyłem z tego, co się działo wokół mnie. Nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko zaspokojenie mojej, lawinowo rosnącej, żądzy.
To mój kutas dyktował mi, co i jak mam robić. Był moim przewodnikiem po świecie, który właśnie zaczynałem odkrywać.
Czując zbliżający się, kolejny orgazm, ciągle zwiększałem tempo. Nie potrafiłem przestać, nie potrafiłem zwolnić. Miałem niesamowitą satysfakcję z tego, że mam tak niespożytą kondycję. Nie zdawałem sobie sprawy z faktu, że nie jest to normalne. To było, jak spełnienie marzeń każdego faceta: ruchać i się nie męczyć.
W pewnym momencie, gdzieś mgliście, na dnie mojej świadomości, pojawiła się myśl, że mogła mnie czymś zarazić, jakimś wirusem, który zmienił mój metabolizm, wydzielanie hormonów, oraz pracę całego organizmu. Jednak i to miało swój urok. Świadomość, że mogę być niepokonany w jakiejś dziedzinie, jeszcze bardziej pobudzała moją wyobraźnię, wzmagając siły witalne.
Nagle poczułem, jak niesamowita siła wyrywa mnie z posad mojej świadomości i ciska gdzieś, na koniec wszechświata. Chciałem wyć z radości, ale z trudem, tylko, walczyłem o każdy, kolejny oddech. Zacisnąłem zęby, a z moich ust płynęła ślina.
Nie przerywałem. Wciąż uderzałem w szaleńczym tempie. Tak jakby świat miał się za chwilę skończyć. Jej pizdeczka jakby zwariowała, szarpiąc się w kolejnych skurczach na moim penisie. Jednocześnie radość z tego seksu była tak duża, że chciało mi się śmiać i płakać na raz.
Wjechałem w nią do samego końca i zamarłam, zaciskając szczęki i wszystkie mięśnie mojego ciała. Z bezkształtnym charczeniem, wydobywającym się z mojego gardła, strzelałem w sam środek jej ciasnej jaskini.
Pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie, by się nigdy nie skończyła. Czułem błogą słodycz, wymieszaną z pikantnymi ciarkami, pojawiającymi się na powierzchni całej mojej skóry. Głęboka ciemność stopniowo zasłaniała moje oczy. Cały świat tonął w jednostajnym, głuchym dudnieniu. Byłem tylko ja i ona, i to, co się między nami działo.
Nie wyobrażałem sobie momentu, w którym ten stan mógłby się skończyć. Jednocześnie, gdzieś głęboko w sobie, czułem, że, tak naprawdę, nigdy już się nie skończy. Żyć seksem, dla seksu, spełniać się dla niego, to było moje pragnienie.


Love to take a full length from a long man

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...