piątek, 30 marca 2018

Relacje koleżeńskie.

15. Na coś czekała.

Do końca zmiany nic nie zaszło. Oczywiście, pomogła mi wyczyścić te spodnie. Zrobiła to porządnie. Było o tyle łatwiej, że w swojej szafce, miała schowany płyn do usuwania plam. Wzięła je ode mnie i, oczywiście, nie omieszkała zbliżyć materiał do nosa i powąchać. Później, spojrzała na mnie i, znacząco, pokręciła głową.
-Oj Andrzej, Andrzej… - mruknęła.
W następnej kolejności włożyła je pod kran i, tak jakbym był jej małżonkiem, bez żadnego skrępowania, prała okolice rozporka. Stałem tuż za nią i miałem bardzo wielką ochotę dotknąć jej karku. Nie wiem dlaczego, nie zdobyłem się na ten krok.
Jako, że ja, z kolei, miałem przy sobie suszarkę do włosów, jeszcze przed zakończeniem dyżuru byłem w stanie założyć ubranie na siebie.
Trzy dni później, jak zwykle, pojawiłem się w pracy. Kiedy ją zobaczyłem, poczułem szybsze bicie serca. Miałem wielką ochotę dotknąć, choćby skrawka, jej skóry.
Pragnienie przebywania w pobliżu jej osoby, było tak silne, że robiłem to zupełnie odruchowo. Chwilami zapomniałem o całym świecie, o tym, że ona jest mężatką, że ja mam żonę. Tak, jak by to wszystko, przestało mieć znaczenie. W żaden logiczny sposób, nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Chciałem, po prostu, być jak najbliżej niej.
Z samego rana, jak to zwykle, na obiektach tego typu bywa, przez portiernię przewiało się mnóstwo osób. Sporo ludzi, mimo początku roku, wychodziło jednak do pracy. Niektórzy szli z psami na spacer. Oczywiście była też cała obsługa budynku: konserwator, administrator i firma sprzątająca.
Z moją koleżanką coś się stało. Jej zachowanie było, zdecydowanie, chłodne. Kiedy, wyciągałem dłoń, by ją dyskretnie pogłaskać, jakby wystraszona, cofała się. Mruczała coś niezrozumiałym, nieprzyjemnym tonem. Kiedy, niezrażony tym wszystkim, wciąż traktowałem ją, jak kogoś więcej, niż tylko koleżankę, odezwała się:
-Posłuchaj Andrzej, czy ty czasem nie powinieneś już zmienić kolegi z drugiej portierni, aby mógł pójść na obchód?
To mi wystarczyło. Jej słowa, były, jak wiadro zimnej wody.
-Oczywiście. Już idę, - powiedziałem.
Moje zachowanie bardzo szybko wbiło się w ramy służbowego regulaminu. Czułem się podle. Wiedziałem, że coś się zmieniło, jednak, nie potrafiłem określić powodu tej zmiany. Przecież, na ostatniej służbie, wszystko było w porządku. Tak mi się przynajmniej wydawało. Rozstaliśmy się w zgodzie, z uśmiechem na twarzy. Nie było żadnych nieporozumień.
Koło południa stwierdziła, że musi wyjść na chwilę do sklepu. Jako, że byłem drugi w kolejności, co do długości stażu na tym obiekcie, w sytuacjach awaryjnych, zastępowałem ją przed monitorami.
Oczywiście, nigdy zbytnio się tą funkcją nie przejmowałem. Przytaknąłem i, kiedy zniknęła za rogiem, postanowiłem umyć naczynia po śniadaniu.
Kiedy zobaczyła, że nie ma mnie w miejscu, gdzie mnie zostawiła, odrzuciła mnie nieprzyjemnym wzrokiem.
-Gdzie to się plączesz?! - odezwała się ostrym głosem. - Przecież wiesz, że powinieneś siedzieć na portierni.
Teraz zrobiło mi się, już naprawdę, przykro. Już dawno, nikt mnie tak nie potraktował. Przepracowałem w tym zawodzie już kilkanaście lat i, nawet koordynator, starał się dobierać słowa. Przełknąłem, jednak, tą gorzką uwagę i odpowiedziałem grzecznie:
-Rozumiem, przepraszam, już idę.
Dalsza część dnia przebiegała bez większych zmian. Zachodziłem w głowę, co mogło być powodem takiego jej zachowania. Czyżby, nagle uświadomiła sobie, że przekroczyliśmy pewną granicę? Że nie powinniśmy byli robić tego, co robiliśmy? Może przypomniała sobie o mężu i rodzinie i stwierdziła, że to nie wypada. Jeśli tak, to rychło w czas.
Jednak, mimo wszystko, odnosiłem, może i głupie, wrażenie, że jednak nie o to chodzi. Wydawało mi się, że na coś czekała.



Sexy Ecchi Girls Anime Gallery 636

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...