wtorek, 29 maja 2018

Relacje koleżeńskie.

75. Skupiłem wzrok na jej cyckach.

Postanowiłem, jednak, przemilczeć ten drobny fakt i nie mówić jej nic o mojej decyzji. Jednak, byłem naiwny, mając nadzieję, że uda mi się ją, w ten sposób, zaskoczyć.
Domyśliła się, zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch. Nie powiedziała, jednak, absolutnie nic. Patrzyła tylko. Patrzyła na mnie, tym swoim maślanym, a jednocześnie płaczącym, wzrokiem. Te jej, śliczne, czarne oczy wciąż były szkliste, zasnute rosą.
Przez krótką chwilę myślałem nad tym, że dobrze by było, zacząć od jakiegoś ciekawego wstępu. Mimo, że tego nie planowałem, ani nie chciałem, cała ta zabawa zaczęła przypominać grę aktorską. Może, właśnie to, było takie niesamowite?
W ten sposób dotarłem do punktu, kiedy, skupiłem wzrok na jej cyckach. Dałem wyraźnie do zrozumienia, że to one pójdą teraz “na odstrzał”. Wysunąłem w ich kierunku dłonie i chwyciłem od spodu.
Nie protestowała. Pozwalała się pieścić tak, jak tego chciałem. Nie broniła się w żaden sposób. Patrzyła tylko. Wciąż patrzyła.
Szybko pojąłem, że jestem w swoim żywiole. Najwidoczniej, udawanie zepsutego doktora, bardzo przypadło mi do gustu. To była jazda bez trzymanki.
Ostrożnie, ale z wielkim zainteresowaniem, badałem jej jędrny biust. W tym momencie przyszło mi do głowy jeszcze jedno porównanie. Nie tyle głupie, co wysublimowane.
Zachowywałem się, jak artysta rzeźbiarz, który sprawdzał ich kształt i wielkość, aby odtworzyć to wszystko w twardym kamieniu.Bez najmniejszych problemów mieściły się w moich, szeroko rozpostartych, dłoniach.
Ja, facet z kilkudziesięcioletnim stażem małżeńskim, jak dziecko, cieszyłem się, że je tak trzymam. Napawałem się każdym, najmniejszym nawet, gestem. Jakbym nigdy wcześniej tego nie robił, delikatnie ściskałem i ugniatałem.
Mojej kochance, także, to wszystko bardzo się podobało. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i mruknęła z zadowolenia.
W tej chwili, feeria doznań była niesamowita. Gdzieś po środku dłoni, czułem wyraźnie jej szorstkie, chropowate sutki. Drapały przyjemnie. Nimi też się chciałem zająć osobno.
Znów te porównania. Jej ciało było, jak skomplikowane urządzenie. Każdy z jej sutków, z osobna, ostrożnie wziąłem w palce. Delikatnie ścisnąłem i zacząłem obracać jak pokrętłami, raz w lewo, raz w prawo.
-Och, dobrze, dobrze. Tak mi dobrze! Rób tak! - zaczęła wyrzucać z siebie słodkie słówka.
Po tym wszystkim, na krótką chwilę, zamilkła, a później odezwała się słodko:
-Hej ogierze, co teraz będziesz robił?
Nie chciałem odpowiadać. Zbyt duża ilość słów rozwiałaby całe napięcie.
W milczeniu odwróciłem się i ruszyłem w stronę stolika. Mimo, że byłem bardzo podniecony, a sytuacja stawała się coraz bardziej gorąca, starałem się zachowywać w miarę naturalnie.
Tak jak wcześniej, na jedną rękę nałożyłam dwie foliowe torebki, a w drugą chwyciłem żyletkę. Sprawnie, wręcz z gracją uciąłem kolejny kawałek łodygi.
Był solidny. Miał ponad pięć centymetrów długości. Usunąłem z niego wszystkie liście.Był grubszy, bardziej kwadratowy, niż ten poprzedni. Oczywiście, miał jeszcze większe, jeszcze dłuższe i bardziej sztywne włoski.
Jak trofeum, wziąłem go w dwa palce i już szedłem w jej kierunku. Wiedziała, gdzie, tym razem, przypuszczę atak.
-Och, nie! Nie rób tego! - odezwała się drżącym, niepewnym głosem.
Jak mogłem tego nie robić? Przecież o to mi chodziło. Byłem zadowolony, jak nigdy wcześniej. Czułem się, jak prawdziwy samiec. Czy mógłbym to teraz przerwać?
-Właśnie, że tak. Zrobię to. Poparzę twoje cycuszki, - rzekłem.
Zbliżyłem do niej swoje dłonie i dotknąłem lewej antenki.
-Aaaaaaaa!!! - krzyknęła tak głośno, że echo odbiło się od ścian blaszanej budki.
Jednocześnie gwałtownie poderwała się do góry. Nie miałem zamiaru pozwolić jej wstać.Zdecydowanym ruchem dłoni położyłem ją z powrotem na łóżku.
Może nie było to zbyt delikatne, ale poskutkowało. Zrezygnowana, leżała spokojnie czekając na moje działanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...