środa, 27 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

79. Wszyscy rasowi złodzieje.


Jednym z obiektów, na których przyszło mi pracować w mojej karierze ochroniarza był sklep. To był supermarket usytuowany na obrzeżach stolicy. Przyznam, że był to jeden z najcięższych obiektów na jakich przyszło mi pracować.
Cóż więcej mogę na ten temat napisać? Sklep jak wiele innych, praca także niezbyt skomplikowana. Do moich zadań należało pilnowanie, aby towar nie zmieniał właściciela bez wcześniejszego uiszczenia odpowiedniej zapłaty przy kasie. No można śmiało powiedzieć, że było to dość częstą przypadłością niektórych Warszawiaków. Było i jest. Są ludzie którzy kradną dla sportu. Nie przesadzam.  
Są ludzie, którzy mają wszystko: dom albo mieszkanie, dobry drogi samochód, dobre, ustabilizowane życie ale i tak przychodzą do sklepu po to, żeby coś ukraść. Robią to nie dlatego, żeby się w jakiś sposób wzbogacić. Tacy ludzie kradną najczęściej drobne, mało wartościowe rzeczy. Kradną tylko dla tej odrobiny dreszczyku, której brakuje w ich życiu, dla zastrzyku adrenaliny.
Zdarzało mi się złapać kogoś kto ukradł małą buteleczkę sosu barbecue, albo czekoladę. I tak naprawdę, przykro było takiego człowieka lewitować, a później wyzywać do niego policję. Niestety, takie przypadki zdarzały się dość często. Później, taki człowiek tłumaczył się, że chciał tylko sprawdzić, czy uda mu się to zrobić.  
Któregoś razu złapałem na gorącym uczynku panią w wieku około 65 lat. Była dobrze ubrana, wręcz dystyngowana i, zdawałoby się, dobrze wychowana. Ukradła… to znaczy, chciała ukraść, butelkę Johny Walkera za kilkadziesiąt złotych.
Weszła do marketu pewnym krokiem, uśmiechnęła się do ekspedientki siedzącej przy kasie i, od razu, skierowała się na działu monopolowy. Stanęła tyłem do kamery. Musiała robić to już nie pierwszy raz, bo dokładnie wiedziała, jak jest rozlokowany monitoring. Zachowywała się w miarę naturalnie.  Miała na sobie długi płaszcz przeciwdeszczowy.
Już na samym początku mojej pracy w tym miejscu, pracownicy ostrzegali mnie, abym uważał na luźny ubiór klientów, bo to sugeruje, że pod spodem może być miejsce do schowania skradzionych rzeczy. Szczególną uwagę należało zwrócić wtedy, kiedy sposób ubrania klienta nie pasował do aktualnej pogody na zewnątrz. Czyli jeżeli było ciepło, a klient przychodził w puchowej kurtce, to już było prawie pewne że to złodziej.
Płaszcz tej pani wskazywałby na to, że miała zamiar schronić się przed deszczem. Tyle tylko, że już od kilku tygodni nie padało i zapowiadał się kolejny, upalny dzień. Nie miej samo to jeszcze nie stanowiło podstawy, aby od razu ją oskarżać o cokolwiek. Zresztą, tak czy inaczej nie wolno byłoby mi tego robić. Nawet, jeśli wiedziałem na sto procent, że to złodziej, to musiałem czekać, aż złapię klienta na gorącym uczynku.
Wszystkie droższe trunki w marketach zapakowane są w piękne ozdobne pudełeczka. Już od samego początku drobne szczegóły w jej zachowaniu wzbudziły moje podejrzenia. Zacząłem ją śledzić wzrokiem.
Nie mogłem za nią chodzić jak pies myśliwski, bo od razu by wszystko spaliło na panewce. Wystarczyło że miałem na sobie mundur ochroniarza i byłem widoczny z drugiego końca sklepu. Powiem tak: wszyscy rasowi złodzieje, starzy bywalcy tego miejsca, doskonale nas znali i umieli ominąć w taki sposób, że niczego żeśmy nie zauważyli.

Ja tam z tego wszystkiego i tak się śmiałem. Starałem się podchodzić do tematu z wielkim dystansem. Uważałem, że moja praca polega raczej na prewencji, niż na łapaniu potencjalnych amatorów cudzego mienia. Tak, czy inaczej, przełożeni wymagali od nas dość znacznych wyników, więc należało, raz na jakiś czas, jakiegoś nieszczęśnika, złapać.
Group sex outdoor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...