sobota, 23 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

75. Puściłem go przodem.


Wszystko zależy od tego, jaka jest struktura mieszkańców. Czy to są starsi ludzie, czy też młodzi, pracujący, czy uczący się. O ile na takim osiedlu niewielu jest studentów, to zwykle jest spokój. Natomiast, jeżeli duży procent stanowią wynajmujący (teraz bardzo często ludzie kupują mieszkania wyłącznie pod wynajem) to jest to trudne osiedle.
Zdarzały mi się przygody bardzo różne, czasami nawet wręcz niebezpieczne. Na przykład, któregoś pięknego letniego wieczoru, wykonując obchód, o mało nie zarobiłem dziesięciokilogramową donicą w głowę. Wielka palma poszybowała prosto z balkonu. O tym, że była ciężka i niebezpieczna, mogłem się przekonać, po doszczętnie zniszczonym ogrodzeniu. Spadła kilka metrów ode mnie. Pan student chciał ją wyrzucić do śmietnika, ale nie chciało mu się jej nieść po schodach, czy zjechać windą. No, bo po co? Przecież szybciej i prościej będzie wywalić ją przez okno. Co tu dużo mówić, tak bawią się pijani żacy. Chociaż nie tylko. Normą było już, że w ten sposób ludzie pozbywali się bożonarodzeniowych choinek, z których na umór sypały się igły.
Opiszę teraz zdarzenie, które skończyło się sprawą w sądzie. Jako pracownik ochrony, byłem świadkiem. Chociaż, w tym przypadku, nie brali udziału studenci. To byli zwykli praworządny obywatele. No tak, ale, zanim tam poszedłem, nie wiedziałem, kto tego dnia postanowił nieco porozrabiać.
To był właśnie sobotni wieczór, godzina (chyba) coś koło dwudziestej trzeciej, czyli cisza nocna.  Siedziałem sobie i coś pisałem, czy też przeglądałem w internecie, kiedy przyszedł do mnie na portiernię pewien lokator. To był mężczyzna w wieku około trzydziestu kilku lat. Znałem go z widzenia, aczkolwiek nigdy nie miałem okazji przeprowadzić z nimi dłuższej rozmowy, czy poznać bliżej. Ot jeden z lokatorów. Zawsze nosił się tak jakoś dziwnie: bardzo wąskie spodnie, kolorowe koszule, ale nigdy nie zwracałem na to większej uwagi.
Stanął obok mnie bardzo zdenerwowany i powiedział, że pod… (podał numer, ale w pierwszej chwili nie zarejestrowałem tego świadomie) jest głośna impreza i jako, że jest po dwudziestej drugiej, żebym zrobił interwencję. No, on nie może spać i takie tam.
-Nie chodzi o to, - mówił, - że jest głośna muzyka, bo to jeszcze byłbym w stanie znieść. Panie, chodzi o to, że puszczają na okrągło to cholerne disco polo!
-A co ma pan do disco polo? - zapytałem grzecznie.
-No wie pan co?! Ja nie znoszę disco polo! To jest takie wieśniackie. Jak w ogóle ktoś może tego słuchać?! Ma pan nich uciszyć bo, dłużej tego wytrzymam!
-W porządku, proszę pana. Już idę, - odpowiedziałem.
Poszedłbym razem z nim. Mój błąd polegał na tym, że puściłem go przodem. Wydawało mi się, że mnie poprowadzi a później przesunie się do tyłu i da mi odpowiednio zareagować. Tak się nie stało,, a później był już tylko ciąg wydarzeń, który jeszcze tylko spotęgować sytuację.

Chodzi o to, że to był jeden z pierwszych moich obiektów i każda interwencja była dla mnie dużym przeżyciem. Nigdy nie podchodziłem do tego bardzo profesjonalnie, a raczej starałem się zachowywać się jak zwykły człowiek. Zwykle to skutkowało. Jeżeli ktoś chociaż trochę jest w temacie, to wie, że pracownik ochrony ma bardzo niewielkie pole działania, jeżeli już do czegoś dojdzie.


horny Mexican chick dancing on huge cock so nasty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...