czwartek, 28 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

80. Dwa opakowania Kinder Bueno.


W tamtym momencie, może nie byłem aż tak bardzo skupiony na tym, co robi ta pani, ale jednak starałem się raczej i nie spuszczać jej z oczu. Tak na wszelki wypadek. Widziałem, jak pani sięga po alkohol, wyjmuje go z opakowania, ogląda i chowa do pudełka. Następnie, odstawia z powrotem na półkę. Myślałem, że to będzie koniec, ale wzięła następną butelkę i sytuacja się powtórzyła. Wyjęła ją z opakowania, obejrzała, a później z powrotem schowała i odstawiła na półkę.
Ktoś by powiedział: e tam, normalna sytuacja, przecież klient ma prawo obejrzeć towar i wybrać to, co mu odpowiada. No właśnie w tym tkwi cały dylemat, że w ten sposób zachowują się właśnie złodzieje. Trzeba być bardzo ostrożnym, bo można pomylić jednego z drugim. Złodziej ogląda towar długo tylko po to, aby zorientować się, czy nikt go, aby na pewno, nie obserwuje.
Ta pani wyjęła kolejną butelkę z opakowania, tak jak poprzednie, dokładnie obejrzała i odstawiła na półkę. Teraz w mojej głowie włączył się alarm. Coś było nie tak.  Nie widziałem ruchu wkładania szklanej butelki do drewnianego pudełka. Pierwsza myśl była taka, że może niedokładnie spostrzegłem. Jednak, ostrożność kazała mi podejść bliżej. Opakowanie nie było domknięte. Nie byłem pewny, ale musiałem zaryzykować i pójść na całość.
-Dzień dobry, proszę wyjąć ten alkohol z kieszeni płaszcza, - powiedziałem pewnym siebie, stanowczym głosem.
Kobieta zmierzyła mnie spojrzeniem, które powaliło by byka.
-Jak pan śmie?! Co pan sobie wyobraża?! Myśli pan, że jestem złodziejką?! - zaczęła krzyczeć.
Powiem szczerze, że pewności nie miałem w tej sytuacji, jednak wycofanie się byłoby jeszcze gorsze wyjściem. Ryzyko było wliczone w moją pracę. Jeżeli miałem podejrzenia wobec niej, miałem prawo zaprosić ją do zaplecza i poprosić o wyjęcie wszystkich rzeczy z torby.
Minusem było to, że nie mogłem jednak dokonać rewizji osobistej. Złodzieje o tym doskonale wiedzieli, dlatego towar chowali, zwykle, przy sobie. W takiej sytuacji nieodzowne było wezwanie policji. W tym przypadku postanowiłem jednak zagrać vabank i nie ustępować nawet na milimetr.
-Albo odstawi pani tego Johny Walkera na półkę w tej chwili, albo dzwonię po policję. Wybór należy do pani.
Starałem się, aby mój głos brzmiał spokojnie, ale pewnie i stanowczo. Musiałem opanować strach i zdenerwowanie. To nie było łatwe, ale stawką była moja dalsza praca w tym sklepie.
Po tych słowach kobieta niechętnie odchyliła poły płaszcza i wyjęła stamtąd flaszkę. Z taką miną jakby miała sraczkę, odstawiła alkohol na półkę. Okazało się, że w płaszczu, który miała na sobie, od wewnątrz przyszyte były podłużne kieszenie dostosowane do szerokości butelek alkoholu. Koniaczek, który ciała zawinąć, kosztował osiemdziesiąt pięć złotych więc i tak należał do jednego z tańszych z tej marki. Na koniec od strony kasy dobiegł dźwięk oklasków.
Dziewczyny powiedziały, że już kilkakrotnie próbowały ją namierzyć i złapać, ale i im się to nie udawało. Zapamiętałem to zdarzenie bardzo dokładnie, bo to był jeden z pierwszych moich sukcesów w tym sklepie.
Inne zdarzenie jakie wryło mi się w pamięć, ale tu już nie było tak różowo jak wcześniej, to klientka, która zasłynęła dwa opakowania Kinder Bueno. Jak to mówią: życie jest najlepszym nauczycielem. Czasami trzeba ponieść porażkę, żeby wynieść naukę z doświadczenia.

she's just nasty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...