środa, 22 maja 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

135. Chyba w niebie.

Później to był już dziki szał. Całkowicie przestaliśmy panować nad sobą, nad swoimi odruchami, nad tym wszystkim, co się z nami działo. Liczył się tylkos seks i doznania. Liczyła się tylko coraz głębsza rozkosz, coraz głębsze zatracanie się w tym wszystkim.
Leżałem na podłodze: płasko, na chłodnych kafelkach. W ogóle się tym nie przejmowałem. Powiem tak: było to nawet ekstremalnie podniecające. Leżałem na zimnych płytkach, z szeroko rozłożonymi udami, a ona mnie dosiadła. Jednak nie było to takie normalne jak ujeżdżanie na kolanach.
Najpierw przestąpiła moje nagie ciało i postawiła stopy obok moich bioder. Później przykucnęła tak, jakby chciała zrobić siku. Jeszcze później chwyciła w swoją rączkę mojego twardego zaganiacza, ustawiła pionowo, a następnie, bardzo powoli, opadła nadziewając się do samego końca.
Wchodziłem w nią głębiej, głębiej i jeszcze głębiej. Czułem jak mięśnie jej słodkiej cipeczki, pulsując rytmicznie, ogarniają coraz większą część mojego chuja. Zawładnęło nim ciepło, wilgoć i pulsujące, rytmiczne skurcze.
Uniosłem delikatnie głowę wpatrując się w to cudowne miejsce między jej nogami. Jej cipka pokryta delikatnym, dość rzadkim zarostem, kurczyła się coraz mocniej i mocniej.
Żaneta opadła w końcu pośladkami na moje podbrzusze. Rozgniotła nimi moje jądra, a ja, na chwilę odpłynąłem w ciemność, całkowicie tracąc poczucie rzeczywistości. Jej twarz wykrzywiła się w słodkim, błogim grymasie rozkoszy.
-Oooooochchchch, uh, aaachchchch… - dyszała drżąc i szarpiąc się w konwulsjach rozkoszy.
Później podparła się dłońmi na moich uniesionych kolanach i zaczęła rytmicznie się poruszać. Góra-dół, góra-dół… spokojnie, ale płynnie bez najmniejszych przerw. Odpływałem w rozkosz, w ciemność słodkiego orgazmu.
Zdołałem tylko wyciągnąć moje ramiona i chwycić ją za piersi. Czułem jej brodawki, ich chropowatą strukturę i sztywne sutki, przesuwające się pod moimi kciukami.
-Och, och, och… - słyszałem jej słodkie odgłosy.
Mój kutas nurzał się w jej cipce, raz za razem docierając do samego końca. Było słodko, błogo i kosmicznie.
W następnym etapie tej cudownej, niesamowitej gry Żaneta odchyliła się do tyłu między moimi udami. Podparła się palcami na podłodze i wzdychając gorąco, poruszała samymi biodrami. Góra-dół, góra-dół, góra-dół… Podpierała się na palcach stóp i rąk, balansująć swoim ciężarem na moim, sterczącym, gotowym do strzału, kutasuie.
Naprężyłem całe swoje ciało i wpatrywałem się w to poruszające się miejsce, gdzie moja fujara nikła raz za razem w jej gorącym wnętrzu.
-Oooh, aaach, aaahhh, aaaaaaaahhhh… aaahhh… - wzdychała namiętnie.
Uniosłem swój tors, aby lepiej ją widzieć. Podparłem się za plecami na dłoniach i czekałem na ten moment, kiedy będę mógł wypełnić jej wnętrze moim gorącym pożądaniem.
W końcu stało się. Obydwoje wyczuliśmy ten jeden, jedyny moment, tą niepowtarzalną chwilę. To był ten czas i dla niej i dla mnie. Wiedzieliśmy to bez słów, bez zbędnych gestów.
Drżała na całym ciele. Patrzyłem na jej zgrabne drobne ciało. W pewnym momencie szeroko rozłożyła swoje uda i mocno, ale to mocno, opadła na moje podbrzusze. Dociskała pośladkami jądra do mojej dupy. Chciało mi się wyć. Skóra na moim fiucie o mało się nie urwała. Na dodatek jej cipeczka zacisnęła się w tak mocnym, gwałtownym skurczu, że całkowicie wyrwała mnie z posad świadomości.
Nie wiem co się stało. Po prostu poszybowałem w kosmos, nie będąc w stanie nawet krzyknąć. Odleciałem, straciłem świadomość, poczucie rzeczywistości. Przez krótką chwilę byłem w innym świecie, gdzieś daleko. Chyba w niebie.

big dick #big cock #hung #monster cock #huge cock #huge dick

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...