środa, 29 maja 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

142. Strzelę na jej uda.

Niewiele już jej brakowało do zakończenia tego niebiańskim odlotem w kosmos. Była na granicy słodkiego, niebotycznego orgazmu. Powiem szczerze, że bardzo mnie to dopingowało. Byłem zadowolony, że potrafię, już po raz któryś z rzędu, tak jej dogodzić. Pobudzało to bardzo moje męskie ego.
Jeszcze raz się cofnąłem, jeszcze raz wszedłem do samego końca. Jeszcze raz do tyłu i jeszcze raz do przodu. Teraz szybciej, trochę szybciej. Później jeszcze szybciej, aż przeszedłem w płynny, intensywny, jednostajny ruch posuwisto-zwrotny. To było, jak jazda kolejką. Tętent naszych pośladków i bioder rozbrzmiewał w całej łazience. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze westchnienia i jęki jej i, teraz już, moje. Czułem, że całe moje ciało oblewa pot. Raz i dwa, raz i dwa, raz i dwa… pracowałem wytrwale, penetrując jej wnętrze moim spragnionym zaganiaczem.
W pewnym momencie miała już dość. Bliska orgazmu, przerwała całą akcje. Czułem, jak trzęsie się i drży w moich objęciach, taka mokra i spocona. Śliska od piany, wody i potu, odwróciła się do mnie przodem. Staliśmy tak przez krótką chwilę naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Jako, że byłem trochę wyższy od niej, pochyliłem głowę, a ona ją unosiła.
W pewnym momencie, nasze dłonie powędrowały do przodu, wyszły naprzeciw siebie. Objęliśmy się w pół biodrach i zaczęliśmy gładzić nasze ciała, pieścić pośladki, plecy i ramiona. Przejeżdżać dłońmi od góry do dołu, wzdłuż i w poprzek naszej wrażliwej skóry, tak, aby czuć nasz wzajemny dotyk najdłużej, jak tylko się da, najdokładniej, aby dzielić się nim ze sobą w tej chwili.
Mój wacek oszalał. Właściwie, nie wiedział, co się stało. Jakby chciał powiedzieć: halo, przecież to nie tak miało być. Raz się unosił, wręcz szarpał w pulsacjach, innym razem opadał zwieszając łeb jak pies i nie wiedziałem, czy już ma dość i rezygnuje z zabawy, czy to tylko krótka przerwa. Po chwili znów unosił swój kapelusz i dumnie sterczał przed nią, celując prosto w jej rozżarzoną cipeczkę.
Zbliżyła się do mnie i dotknęliśmy się naszymi ciałami. Uchyliła usta, a ja zrobiłem to samo. Automatycznie opuściliśmy powieki i złączyliśmy się w gorącym, namiętnym pocałunku. Trwało to dość długo i było bardzo przyjemne. Było rozbrajające. Cały czas się pieściliśmy czule i gorąco.
Dopiero po kilku minutach takiego namiętnego, wilgotnego i głębokiego pocałunku, kiedy znów byliśmy rozgrzani do czerwoności i zatraceni w tych pieszczotach, poczułem jej dłoń na swoim zabijace. Nie była zbyt delikatna. Chwyciła go tak normalnie, jak się chwyta drążek, albo szpadel: mocno, sprężyście, jakby nie zamierzała tak łatwo puścić. Chwyciła i trzymała.
Moje pośladki automatycznie zacisnęły się gwałtownym skurczu, a biodra zaczęły wykonywać krótkie ruchy do przodu i do tyłu, jakby chcąc rozpocząć kolejny akt kopulacji.
Trzymała. Nic więcej nie robiła. Tylko trzymała, a w mojej głowie już wirowało jak na karuzeli. Miałem zamknięte oczy. Czułem ją tak blisko, taką pachnącą potem, wodą z wanny, płynem do kąpieli, taką mokrą, delikatną i namiętną. Czułem jej usta, czułem jej język, czułem jak wędruje po moim gardle i wewnętrznej stronie policzków. Czułem jej dłoń na swoim brzuchu i czułem jak tą drugą trzyma mnie za kutasa.
“Och, zaraz strzelę na jej uda potężną porcją gorącego nasienia”, - myślałem gorączkowo, - “Och, odwróć się do mnie wreszcie. Kiedy to zrobisz wejdę w ciebie moim spragnionym fiutem! Och Żanetko, chcę cię tak bardzo!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...