wtorek, 20 sierpnia 2019

Niewidzialny kochanek.

39. Tylne wejście.

Ważne było tylko to, że w tej chwili dwa potężne fiuty rąbały ją równo i dokładnie. Ważne było to, że trzęsła się pomiędzy nimi jak sardynka w puszce. To było niesamowite: jeden z góry, drugi z dołu, jeden leżał na łóżku, a drugi stał na podłodze tuż za nią i walił ją w dupę. To nie mieściło się w jej wyobraźni, to było więcej, niż mogła zaakceptować. 
Drżała. Orgazm pchał się do jej świadomości i ciała wszystkimi możliwymi kanałami.
Zacisnęła zęby, próbowała odwrócić się do tyłu, aby zmierzyć wzrokiem drugiego kochana, kiedy ten pierwszy przycisnął ją mocniej do siebie. To sprawiło, że obydwaj zaatakowali ze zdwojoną siłą. Dwa kutasy weszły w nią do samego końca. Pociemniało jej w oczach. W tej jednej chwili myślała, że padnie nieżywa, bez przytomności. 
Drżała, przeżywając niesamowity orgazm, który zdawał się nie mieć końca. Jej cipka szalała w niesamowicie silnych skurczach. Przez zaciśnięte zęby mogła wyrzucać z siebie tylko nieartykułowane, niewyraźne dźwięki. Dwa kutasy penetrowały jej otworki. Jeden atakował cipeczkę, drugi rąbał ją jak starą kurwę w samą dupę. Mogła tylko przeżywać cudownie niebotyczną rozkosz, rozkosz, którą tak trudno było jej znieść. Była wniebowzięta.
Kiedy nagle obydwa penisy przyspieszyły tempa, jakby zgrywając się w tych posuwisto-zwrotnych ruchach, zabrakło jej tchu. Zastygła, zesztywniała w pół słowa, w pół oddechu, jakby za chwilę świat miał się skończyć. Przed jej oczy powoli zachodziła zasłona ciemności. W uszach słyszała jedynie dudnienie, coś jakby pociąg jechał z daleka. 
-Oooooooooooohhhhh!!! -  wydobyło się z jej gardła.
To było jak ostatnie tchnienie. 
Wysunęli się z niej i nagle uderzyli raptownie i jednocześnie. Znowu się wysunęli i uderzyli, i jeszcze raz. Później jeszcze raz. Nie mogła tego znieść. Odpływała w słodki niebyt orgazmu, gdzieś daleko, gdzieś poza granice wszechświata. Żadne określenia nie były w stanie tego oddać. Była jednym, wielkim doświadczeniem rozkoszy.
Dopiero po paru minutach zrozumiała, że jest tylko częścią tej gry, częścią od czegoś, czego, tak naprawdę, nie rozumiała. Nie była w stanie tego pojąć. Nie wiedziała, co jest prawdziwe, a co nie, co jest realne a co tylko wirtualne. Nie wiedziała czy jest na jawie, czy też może jeszcze słodko śni. Nic nie wiedziała. Może jeszcze jakiś czas wcześniej chciała wiedzieć, czy obydwaj są prawdziwi, czy tylko jeden, a może żaden z nich. Teraz było jej już wszystko jedno. Nie wiedziała nic. Była tylko częścią, czegoś większego. Była tylko zabawką w ich rękach. 
Nagle zorientowała się, że obydwaj są zgrani w jedno, jak maszyna. Obrócili ją w drugą stronę. Leżała teraz na plecach, dupcią na doktorku. Teraz to on wpieprzył się w jej tylne wejście, a ten drugi wjechał prosto w rozwartą, ciasną i pulsującą pizdeczkę. 
To było jak cierpienie: rozkosz przechodząca wszelkie wyobrażenie, rozkosz trudna do zaakceptowania, do zniesienia. Dwa grube fiuty jebały ją w dwa otworki. Próbowała chwytać w powietrze jak ryba wyjęta z wody, próbowała utrzymać świadomość w stanie czuwania, ale miała wrażenie, że cała jej skóra duży i pulsuje. W ostatnim odruchu chwyciła medyka za głowę tak mocno, jakby chciała mu ją urwać. On tylko podtrzymywał ją w biodrach, żeby nie zsunęła się z niego. Obydwaj naraz atakowali cipkę i dupkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...