piątek, 23 sierpnia 2019

Niewidzialny kochanek.


42. Z więzienia własnej wyobraźni.

Leżała goła, golusieńka, na łóżku, z szeroko rozłożonymi nogami, w dłonią w swoim kroczu, starającą się zakryć pizdeczkę, z palcem wskazującym głęboko w szparce i muskającym jej zakamarki. O tak, bardzo chciała zrobić to jeszcze raz.
-Och, tak, chcę cię, - wyszeptała znowu. 
Wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu.
-Nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć?
-Cholera jasna, chcę cię. 
To była zgoda na kolejną falę rozkoszy, zgoda na wszystko co będzie chciał z nią zrobić. Była zła na siebie, coraz bardziej zła. Czemu właściwie tak się opierała? Za chwilę kolejna dawka hormonów szczęścia miała zalać jej mózg, a ona się opierała. Nie chcieć tego byłoby głupotą. O tak, potrzebowała męskiego przyrodzenia w swoim gorącym i spragnionym wnętrzu. Jeśli nawet jej sumienie się buntowało, to organizm i tak domagał się swojego. 
Jej ciało trzęsło się jak galareta. Nie umiała się oprzeć. Nie umiała powiedzieć dość, nie umiała powiedzieć “nie, nie chcę”, bo przecież chciała. Chciała i to tak mocno. 
Czas znów jakby się zatrzymał. Ona sama znów podlegała tym samym instynktom, co na początku. Jeszcze raz przez krótki moment czuła się małą dziewczynką, wystraszą małą dziewczynką i nie potrafiła określić w którym momencie to się stało. 
To było jak przebłysk, jak flesz. Znów wpadła w panikę. Przemożne uczucie lęku kazało jej uciekać. W tym jednym momencie była przekonana, że jej się uda, że tym razem będzie inaczej. Miała nadzieję, że będzie w stanie uwolnić się od niego. Przecież był tylko niewidzialnym bytem. Był złudzeniem, paranoicznym wyobrażeniem w jej głowie. Chociaż, czy naprawdę. Co było jawą, a co snem? Gdzie była? Co się z nią działo? I, tak naprawdę, sama nie wiedziała, czego chce. 
Mimo tego swojego ogromnego podniecenia, które było niesamowicie paraliżujące, w jednej sekundzie poderwała się na równe nogi. Chociaż nie. Aby to zrobić, musiała wykonać, kilka drobnych ruchów. Zbierając wszystkie i siły odwróciła się na drugą stronę, stanęła na czworakach i zamierzała stanąć o własnych siłach. 
Po wszystkim, zastanawiała się, czy było to działanie celowe. Doszła do wniosku, że raczej takie, które miało zbojkotować bunt i uniemożliwić ucieczkę. W tym jednym momencie nie potrafiła tego wyjaśnić. Poczuła tylko, jak mocne dłonie chwytają ją za przedramiona, wyginają je do tyłu i przyciskają mocno do ciała. 
Przeznaczenia dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Nie miała żadnych szans. To, po prostu, miało się stać: teraz, tutaj, w tym momencie. Taki jej los. 
-Ooooooooch, - westchnęła głęboko. 
Zdążyła tylko zamknąć oczy. Spod pół przymkniętych ust z synkiem wyleciało powietrze. Jej piersi jakby wyszły naprzeciw temu, co miało się zdarzyć za ułamek sekundy. W jednej chwili napęczniały, a sutki wystrzeliły do góry i zesztywniały. 
Dosłownie, w tym samym momencie, jak strzała, jak dzida myśliwego przeszył ją długi, sztywny fiut. Wszedł w nią z głośnym mlaśnięciem i zatrzymał się gdzieś w połowie. Jej ciało automatycznie zesztywniało. 
Chociaż istniała jeszcze taka szansa, bała się wyrwać z jego objęć. Przycisnął ją mocno do siebie. Czuła jego usta na swoim obojczyku. Tak dokładnie czuła jego oddech. Niemal słyszała bicie jego serca. 
Był tu. Był tak bardzo realny. Przygwoździł ją swoim narzędziem do łóżka tak, że nie była w stanie się ruszyć. Wtargnął głęboko i sprawnie. Miała wrażenie, że za chwilę ten kutas wyjdzie jej ustami. 
Drżała coraz mocniej, a orgazm błyskawicznie narastał. Nie miało znaczenia, że dosłownie przed chwilą przeżyła kilka na raz. Zdawało się jej, że z więzienia własnej wyobraźni, nie ma już wycieczki. Nie musiała nawet wiedzieć wszystkiego. Niezależnie czym to wszystko było, nie umiała się z tego wydostać. 
Wielki, twardy kutas przenikał jej trzewia tak mocno, że trudno było jej to znieść. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...