wtorek, 27 sierpnia 2019

Niewidzialny kochanek.

46. Czując się zwykłą dziwką.

Jego wielki jęzor wjechał jeszcze dalej. Zdawało jej się, że dociera do samego końca. Trwał tak przez chwilę, a później zaczął obracać się dookoła niczym mały świderek: w lewo, w prawo, później znowu w lewo. Chował się i wysuwał, chował się i wysuwał, jakby bał się, jakby chciał badać. 
Ona tymczasem wołała jak w agonii: 
-Taaaak, taaaak, Booooożeee… prooooszę… jeszcze…  ooooohhhh, jeeeeeszczeee, jeszcze!!! 
To było szaleństwo, szaleństwo, które już dawno przerosło jej najśmielsze oczekiwania i wyobrażenia na temat seksu. Dopiero, kiedy chwycił w swoje sztywne wargi jej, napęczniałą do granic możliwości, wisienkę, poczuła, że eksploduje całą sobą. 
Nie było już ważne nic, co się działo wokół. Nie było już ważne to, jak to robił, czy on sam w ogóle był realny. Nic nie było ważne. Wyleciała niczym rakieta w kosmos. Szybowała. Widziała przed oczami całą feerię barw, gwiazdek, kolorowych kółeczek i centów. W uszach słyszała wodospad, istny szum Niagary i łomot huraganu. Płonęła. Jej ciało szarpało się w konwulsjach rozkoszy, jakby było cięte na kawałeczki. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek będzie w stanie przeżyć jeszcze coś takiego. Facet lizał, lizał i lizał. Zdawało się to nie mieć końca. Och, jak było jej cudownie! 
Zastanów się, ile pokładów erotyzmu i seksu ma w sobie taki zwykły człowiek? Ile taki ktoś, dajmy na to, jak ty, ma w sobie tego podświadomego, czasami bardzo trudnego do określenia i zidentyfikowania erotyzmu i seksu? Nie wiesz? To normalne. Takich rzeczy, zwykle, dowiadujemy się w chwilach ekstremalnych, w chwilach, kiedy przeżywamy najwyższe uniesienia, kiedy osiągamy szczyty swoich możliwości. Wtedy budzą się w nas demony. Wtedy stajemy się tytanami seksu. 
No ale wróćmy do tematu. Ta szara myszka, ta rudowłosa, przeciętna dziewczyna, w swoim dotychczasowym życiu nigdy by nawet nie podejrzewała, że jest w stanie oddać się swojemu pożądaniu aż tak bardzo, tak mocno wyniknąć w to wszystko i być tak bardzo przez to pochłonięta. Teraz nawet nie wyobrażała sobie innej możliwości, jak tylko odwdzięczenia się temu cudownemu amorowi, który przybył niejako z gwiazd, no bo skąd? Z nieba jej podświadomości? Pragnienia, chodź w jakimś małym stopniu, oddania tego, co od niego wzięła. 
Nie potrafiła wyobrazić sobie, jak udało jej się nakłonić go do tego, aby wstał w tym właśnie momencie. Nie wiedziała, jak to się dzieje, ale żadne słowa nie były potrzebne. Wszystko toczyło się samo, automatycznie, bez nazywania czegokolwiek po imieniu. 
Tak, czy  inaczej, wstał. 
Stał teraz przed nią z opuszczonymi wzdłuż ciała ramionami, z wielkim grubym fiutem  sterczącym pod kątem czterdziestu pięciu stopni i, nawet na chwilę, nawet na parę centymetrów, nie miał zamiaru opaść, czy chociażby zmniejszyć swoich rozmiarów. Stał tak przed nią jak dumny, pewny siebie kochanek, kogut, ruchacz i zaspokajacz jej potrzeb, nieokiełznanych żądz. 
Ona, tymczasem, drżąc na całym ciele, czując się zwykłą dziwką, szmatą rozłożoną na łopatki przez jego totalnie odlotową męskość, uklękła, przed nim, jak przed świętym obrazem, chwyciła go za uda, a później szeroko otworzyła usta. Przymknęła też powieki. Widziała tylko tyle, ile powinna widzieć, tylko tyle, by trafić na jego wielką pytę jak trzeba.  
Pachniał męskością, pachniał jej cipką, cipką, w której jeszcze tak niedawno gościł. Był potężny: gruby jak kij bejsbolowy. Był ogromny. Otworzyła buzię najszerzej jak tylko mogła, by pozwolić mu wsunąć się w nią do samego końca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...