sobota, 24 sierpnia 2019

Niewidzialny kochanek.


43. Zwierzęca kopulacja.

W dalszej kolejności sprawy potoczyły się już bardzo szybko, można powiedzieć, że wręcz błyskawicznie. W momencie, w którym się teraz znajdowała, mogła jedynie zachowywać się zgodnie z jego oczekiwaniami, z jego, trudnymi do odgadnięcia, wymaganiami. Jeśli tak to można określić, nawet nie wiedziała, jak się nazywa. Tak naprawdę, nie miała pojęcia, jak stawiać opór, skuteczny opór i czy oczywiście, w ogóle, jest to możliwe. Zadawała sobie pytanie, jak się ma bronić i czy powinna się przed nim bronić? 

Teraz siedział w jej cipce i to tak głęboko… och taki wielki, taki twardy i sztywny chuj. Opleciony był mnóstwem fioletowych żył. Był sękaty jak sosnowa gałąź, z takimi wielkimi jajami. Siedział w niej i poruszał się w tą i z powrotem, w tą i z powrotem… do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu…  
Nagle stało się coś, co sprawiło, że przez całe jej ciało, a w szczególności przez środek pleców wzdłuż kręgosłupa, przebiegła cała seria zimnych i gorących dreszczy. Jej ciało zesztywniało jeszcze bardziej. 
Facet stał. Podniósł się razem z nią. Nie mogła w to uwierzyć, ale uniósł ją na swoim wielkim fiucie, na tej twardej, gigantycznej fujarze, na tym swoim sękatym, grubym zaganiaczu. Bez najmniejszych problemów dźwignął ją do góry, a ona, poddając się jego ruchom, stanęła na własnych stopach. 
Jego gruba, wielka, twarda rakieta była na tyle silna, że trzymała ją swoim klinczu. Alicja była niczym papierowa wycinanka, przypięta pinezką do tablicy. Była tak mocno nabita na jego strzałę, ze swoim tyłeczkiem, takim bezbronnym i tak mocno wypiętym w jego stronę. Drgała, trzęsła się na całym ciele, miała wrażenie, że za chwilę jej wielkie cycki pękną pod wpływem podniecenia i wewnętrznego ciśnienia. 
Drżała i dygotała jak galareta. W tej chwili mogła tylko chwycić się za pośladki, wzdychać coraz głośniej, coraz ciężej, z coraz większym przejęciem. 
-Ooooooooch, aaaaaach, ojej, uuuuooooch…  
Drżała, czując jak przed oczami zapada ciemność, jak odpływa w niebyt, gdzieś daleko. 
-Och, och, och…   
Facet sprawnie trzymał ją za biodra swoimi silnymi dłońmi i, w żaden sposób, nie pozwalał uwolnić się od swojego kutasa. Raz, po raz uderzał krótkimi, gwałtownymi  pchnięciami, a ona coraz mocniej się trzęsła, coraz bardziej traciła wzrok i słuch. Mimo to było jej tak cudownie, tak dobrze, tak bardzo nie chciała tego przerywać. 
-Oooooch, oooooooooch… ruchaj mnie tak mocno! Och, tak bardzo ciebie chcę! 
Jej biedna cipka napęczniała jeszcze bardziej, ze wszystkich stron pokryła się drobniutkimi kropelkami potu oraz gęstej, perlistej wydzieliny. Płatki jej różyczki rozchodziły się elastycznie, opinając grubą fujarę jak guma i, wpuszczając do środka tego wielkiego rozbójnika, nie stawiały praktycznie, żadnego oporu. 
-Ooooooch, ooooooch, bierz mnie, bierz mnie. Ruchaj mnie, - szeptała drżącym głosem, pragnąc jeszcze więcej więcej i więcej. 
Wszystko zdawało się być jakąś dziwną utopią, czymś tak bardzo odrealnionym i nierzeczywistym, że żadne słowa nie były stanie tego oddać. Nic nie było w stanie wyrazić tego wszystkiego, co się działo, co w tej chwili czuła, tych wszystkich bodźców, które rejestrowało jej ciało. 
Szaleństwo seksu trwało dalej i zdawało się, że nigdy nie będzie mieć końca. Tak, jakby ten seks był całym jej światem, jakby ten wyuzdany seks, ta zwierzęca kopulacja wypełniła wszystko, czym była, w czym istniała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...