czwartek, 31 października 2019

Wakacje, seks i potwór.

28. Ciemność zupełnie innego rodzaju.

To była ciemność zupełnie innego rodzaju. Miałem wrażenie, że wokół nie ma ani odrobiny światła, ani też ciepła, że moje oczy nie widzą kompletnie nic. 


Nagle napiąłem się jak struna i zadrżałem pod wpływem, przenikającego mnie, ogromnego podniecenia. Łeb mojego, twardego już, kutasa znalazł się w jej niesamowicie gorących usteczkach. Nie wiem, jak to się stało, ale na moment, kompletnie, straciłem poczucie rzeczywistości. Tak naprawdę, dopiero w tym momencie doświadczyłem, na czym polega ten rodzaj miłości. 
-Och, Oleńko, nie przerywaj, proszę, nie przerywaj! - dyszałem półprzytomnie. 
W ciemnościach odszukałem jej głowę, była dokładnie pomiędzy moimi udami. Szarpałem się w konwulsjach słodkich spazmów rozkoszy. Wplotłem palce w jej bujne włosy i przycisnąłem mocno do siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, pochłaniała mnie głęboko, z niesamowitym zaangażowaniem. Ssała, połykała i uwalniała. Była wytrwała, niezmordowana i całkowicie oddana. W tym momencie liczyłem się tylko ja i moje potrzeby. 
-Olu, Oleńko, ooooooch! - jęczałem, trzęsąc się, jak w febrze. 
Chwilami mój penis zapierał się o jej gardło. Jeszcze nigdy nie był tak sztywny i twardy. Nie krztusiła się, nie dławiła pozwalała mi wyniknąć po same migdałki. Jeszcze raz zapragnąłem znaleźć się w jej gorącej, ciasnej cipeczce. Miałem wrażenie, że mógłbym się kochać z nią bez przerwy. 
-Boże Olu, Olu… och, usiądź na mnie, usiądź! Proszę cię, dziewczyno, zrób to teraz - niemal błagałem.
Była wrażliwa na moje westchnienia. Prawie natychmiast uwolniła grubą pałę ze swoich ust i dosiadła mnie jak rasowa dżokejka. Znów wyrwało mnie z butów. 
Chlup! - wszedłem w nią bardzo głęboko. Jezu, co to było za uczucie! Byłem w niej. Na chwilę zastygła w bezruchu.
-Och, Matko Święta, śliczna ty moja, chodź bliżej, przytul się do mnie, chcę cię pieścić, całować! Może zwariuję przez ciebie! - dyszałem tak bardzo spragniony.
Znów zrobiła to, co chciałem. Bez słowa położyła się na moim rozpalonym torsie, rozsunęła szeroko nogi z wolna poruszała swoim krągłym, jędrnym tyłeczkiem. Jej ciasna, ognista pipka raz po raz pochłaniała mojego, porządnie rozochoconego, ogiera. To było cudowne i niepowtarzalne doświadczenie. Raz, po raz odpływałem i wracałem na falach rozkoszy. 
Uśmiechała się do mnie. 
-Dobrze ci Irku, - szepnęła wprost do mojego ucha. 
Objąłem jej plecy ramionami i pieściłem. Moje dłonie ślizgały się po jej spoconej, gładkiej skórze. 
-Oooo taaaak, jesteś cudowna! - odpowiedziałem głębokim westchnieniem. 
Starała się patrzeć mi w oczy i uśmiechać się. 
-Jak cudowna? - spytała drżącym głosem.
-Bardzo… och bardzo… 
-Powiedz, jak bardzo, jak… 
-Niebiańsko, słodko upojnie… 
-Och i jak jeszcze?
-Rozkosznie, piekielnie dobrze… 
-Powiedz, chcesz bardziej?
-Och, och, och… tak, tak, chcę… 
-Jak bardzo? Jak bardzo tego chcesz? 
-Jak nigdy wcześniej, jak wody… 
-Całego? Powiedz, całego? 
-Och tak, tak tak, całego… 
-Powiedz, tak szczerze chcesz? - szepnęła jeszcze dobitniej.
Może mi się wydawało, ale odniosłem wrażenie, że jej głos przybrał jakąś dziwną barwę. W tamtym momencie opętany niewyobrażalnym podnieceniem, nie zwróciłem na to większej uwagi. Brnąłem dalej w mroczny las własnego pożądania. 
-Och, och… tak, tak… szczerze, całego, bez reszty, bez końca? - słyszałem swój własny głos. - Och Olu, tak, tak… zabierz mnie do raju, och chcę zniknąć, rozpłynąć się w tobie, cudowna kochanko! 
W tym momencie miałem wrażenie, że wokół zapadła kompletna ciemność. Tak, wiem przecież, była noc. Przecież było ciemno, jednak nie o taką ciemność mi chodziło. To była ciemność zupełnie innego rodzaju. Miałem wrażenie, że wokół nie ma ani odrobiny światła, ani też ciepła, że moje oczy nie widzą kompletnie nic. To trwało bardzo, bardzo krótko, jednak było na tyle wymowne, że przeraziłem się. 
-Naprawdę chcesz zniknąć? - szepnęła, zmienionym głosem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...