czwartek, 26 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


21. Patrzyła na mnie maślanymi oczami.

Patrzyła na mnie maślanymi oczami i widać było, że rozkleiła się całkowicie. Oczywiście, nie miało to jednak nic wspólnego ze wzrokiem zakochanej, dojrzałej kobiety, który być może chciałbym w tej chwili zobaczyć. 


Wyszliśmy na zewnątrz. Było pochmurno, ale nie padało. Po kilku minutach podjechał autobus. Rozmowa od razu przybrała miły i ciepły charakter. Dziewczyna otworzyła się i stała bardziej pewna siebie. Dużo więcej opowiadała o sobie. Prawie cały czas się uśmiechała się. Co najważniejsze, nie unikała mojego wzroku. Mało tego, ona sama szukała mojego spojrzenia. Niby przypadkiem, niby przelotnie, ale jednak ciągle wodziła za mną swoimi ślicznymi oczami. 
Starałem się być szarmancki najbardziej jak tylko się da, a przy okazji, skracałem dystans między nami. Za każdym razem, kiedy byliśmy w drzwiach, czy na przejściu dla pieszych, starałem się dotknąć jej ramienia, czy boku, chociażby bardzo krótko i delikatnie. Tworzyło to między nami specyficzną więź, delikatnie przesyconą erotyzmem. 
Na początek wstąpiliśmy do kawiarni. Znajdowała się naprzeciwko kina, dosłownie po drugiej stronie wąskiej uliczki. Wybrałem stolik przy oknie, abyśmy mieli lepszy widok. Po niebie ciągnęły ciężkie chmury, a chodnikiem, co chwilę przechodzili piesi. W środku było ciepło i przytulnie, a głośników płynęła cicha, nastrojowa muzyka. 
Kiedy podeszła kelnerka, dość swobodnie, zamówiłem dwie kawy i po kawałku ciasta. To była jakaś zwykła szarlotka, która nie kosztowała majątku. Dla mnie, starego wiarusa, takie zachowanie nie było czymś nadzwyczajnym, przecież wiele razy bywałem w kawiarniach, czy restauracjach, ale dziewczyna i tak była zachwycona. W jej oczach widać było małe płomyki. Podobało jej się to, że ktoś zaprosił ją do kina i kawiarni i na dodatek traktuje jak księżniczkę. 
Kawa okazała się świetna, nawet jak na tamte czasy. Podana w ładnych filiżankach, z dużą ilością mleka, smakowała wyśmienicie. Ciasto, może nie było rewelacyjne, ale nienajgorsze. Tak naprawdę, trudno było mi wszystko oceniać, bo swoje opinie na temat różnych towarów i produktów z tamtych czasów podciągałem do standardów współczesnych. Być może, działo się to z tego względu, że moje młodsze ja w ogóle nie miało pojęcia, jak powinna smakować kawa w kawiarni, a to był jedyny pogląd, jaki w tej chwili obydwaj mieliśmy. 
Piliśmy gorący, aromatyczny napój, jedliśmy słodkie ciastko i rozmawialiśmy. Czas płynął bardzo szybko. Kiedy kelnerka przyniosła rachunek wyjąłem kilka banknotów i, z wielką gracją, uśmiechając się do niej, powiedziałem: 
-Reszty nie trzeba. 
Jako, że na napiwek zostało parę groszy, nie był to zbyt wielki wyczyn z mojej strony. Mimo wszystko, przed moją partnerką i tak musiałem wyglądać na prawdziwego bohatera. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że rzadko który z chłopaków w tym wieku wiedział, jak zachować się w takich miejscach. Można powiedzieć, że doświadczenie było moją podstawową bronią w tej wycieczce w lata osiemdziesiąte. 
Później poszliśmy do kina. Tak, jak przypuszczałem film był zwykłym wyciskaczem łez. Scenariusz bardzo prosty ale chwytliwy: ktoś zginął, ktoś na kogoś czekał, jakaś nieszczęśliwa miłość, takie tam zwykłe granie na emocjach. Powiem szczerze, że nie było to szczytem moich ambicji jako kinomaniaka. Można powiedzieć, że jakoś przesiedziałem do końca seansu 
Nie wiem, jak często chodziła do kina i jak wiele filmów obejrzała, ale, jeżeli chodzi o nią, widziałem, że produkcja zrobiła na niej, dość duże wrażenie. Na tyle duże, że w ciemności sali kinowej, też niby przypadkiem, pochyliła się w moją stronę. Skwapliwie wykorzystałem sytuację i objąłem ją swoim ramieniem. Przez cały film dość mocno przytulam. Co jakiś czas starałem się pogładzić ją po szyi, czy złożyć delikatny pocałunek na jej policzku. Zabawa nie była zbyt wygodna, bo dzieliły nas dwie dość szerokie poręcze. Tak, czy inaczej, sądząc po zachowaniu, jej zdawało się pewnie, że jest w niebie. 
Kiedy wychodziliśmy z sali kinowej, wiedziałem, że mam ją już w garści. Patrzyła na mnie maślanymi oczami i widać było, że rozkleiła się całkowicie. Oczywiście, nie miało to jednak nic wspólnego ze wzrokiem zakochanej, dojrzałej kobiety, który być może chciałbym w tej chwili zobaczyć. Jej spojrzenie przypominało raczej oczy rozmarzonego dzieciaka, który szuka oparcia w drugiej osobie i tego, by ktoś nim pokierował w odpowiedni sposób. Tak to już jest w tym wieku. 
Ja sam taki byłem i czułem to całym jestestwem mojego młodszego ja. Młode, świeże miłości przychodzą szybko, wybuchają gwałtownie i równie szybko też znikają. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale liczyłem też na to, że ten związek przerodzi się w coś o wiele bardziej głębokiego i ważnego. Miałem nadzieję, że zostaniemy ze sobą chociażby do końca tego roku, a być może, nieco dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...