piątek, 27 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


22. Widziałem już wiele parków.

Tak czy inaczej, dla kogoś starszego i doświadczonego, życiem, kogoś, kto tylko przelotnie tkwił w tym młodym ciele, w tym spacerze nie było nic nadzwyczajnego. W swojej długiej historii widziałem już wiele parków i wiele drzew, tak samo jak byłem z wieloma różnymi kobietami.


Nasze kolejne spotkanie nastąpiło bardzo szybko. Miało to miejsce jeszcze tego samego weekendu, a dokładnie w niedzielę na obiedzie. Stałem w kolejce po drugie danie i nie rozglądałem się na boki. Podeszła z tyłu cicho i niezauważalnie. Pewnie zrobiła to celowo. Stanęła bardzo blisko mnie i delikatnie trąciła mnie łokciem. 
-Hej,  co tam? - spytała ciepłym głosem, uśmiechając się serdecznie.
-Ah, to ty, - odezwałem się, - dobrze cię widzieć.
-Jak wrażenie po wczorajszym filmie? - zapytała. 
-Wiesz… dobrze, - zawahałem się, bo tak naprawdę niewiele już pamiętałem, - świetnie… 
-Mogę usiąść razem z tobą?
Uśmiechnąłem się gorąco.
-Jeszcze się pytasz? No jasne. Zapraszam. Będzie mi bardzo miło.
Przy pogawędce na temat szkoły i nauki, zjedliśmy razem posiłek. Czułem, że nasza znajomość rozwija się w bardzo dobrym kierunku. 
-Wiesz co, jeżeli nie masz specjalnych planów na wieczór, to może byśmy poszli razem na spacer do parku, - zaproponowałem, kiedy już kończyliśmy.
Obok budynku szkoły znajdował się stary park, w którym stał stary, ale dobrze odrestaurowany zabytkowy dworek. Mieściło się w nim muzeum i jeszcze parę innych rzeczy. Nie każdy z nowych uczniów zdawał sobie sprawę, że jest to ciekawe miejsce i warto je zobaczyć. 
Z tej racji, że była to niedziela budynek był zamknięty, nie mogliśmy tam pójść. Jednak obiecałem jej, że zaproszę ją innym razem. Tak więc, w  tym momencie skorzystaliśmy tylko z dobrodziejstw samego parku. W sumie, nie było czego żałować. To miejsce, również było bardzo piękne i samo w sobie stanowiło atrakcyjny punkt przechadzek. Właściwie to było coś więcej niż park. Mój profesor od sadownictwa mówił, że to jest arboretum, czyli miejsce, gdzie znajduje się kolekcja roślin z całego świata. Zbierane były przez kolejne pokolenia uczniów Zespołu Szkół Rolniczych. 
Mnie zachwycały przepiękne stare drzewa: dęby, klony, olchy i mnóstwo innych. Wszystkie miały po kilkaset lat. Powyginane, grube konary, sprawiały wrażenie rozłożonych rąk istot z innego świata. Jedno drzewo było nawet pomnikiem przyrody. Do jego pnia przymocowana była mała tabliczka z odpowiednim napisem. 
Było już po dwudziestej i zaczęło się ściemniać. Poza tym zbierało się na burzę. Z oddali słychać było złowrogie grzmoty, a na niebie pojawiały się błyskawice. Spacerując pośród tych olbrzymich dębów i klonów, czułem się wyśmienicie. Pierwsze liście zaczęły już opadać na ziemię i szeleścić gdzieś pod naszymi nogami. 
W pewnym momencie, nasze dłonie spotkały się niby to w przelotnym uścisku. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że to ona szukała bliskości i mojego dotyku. Miałem wrażenie, że dla niej ten spacer był czymś bardzo wyjątkowym. Tak naprawdę, dla mnie też, chociaż chyba raczej dla mojego podnieconego i napakowanego testosteronem młodszego ja. 
No niestety tak się złożyło, że byłem niespełna dwudziestoletnim chłopakiem i kutas w moich spodniach prężył się jak dziki rumak. Każdego dnia, od rana do wieczora, myślałem tylko o jednym. Co druga moja myśl była o seksie. 
Tak czy inaczej, dla kogoś starszego i doświadczonego, życiem, kogoś, kto tylko przelotnie tkwił w tym młodym ciele, w tym spacerze nie było nic nadzwyczajnego. W swojej długiej historii widziałem już wiele parków i wiele drzew, tak samo jak byłem z wieloma różnymi kobietami. Chociaż, skłamałbym gdybym powiedział, że nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Oczywiście i dla mnie było to szczególne doświadczenie, aczkolwiek może trochę innego rodzaju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...