niedziela, 22 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


17. Wolisz herbatę, czy kawę? 

-Wolisz herbatę, czy kawę?!  Rozejrzałem się po swoich zapasach. Oczywiście, o herbacie w saszetkach mowy być nie mogło. Te rzeczy weszły do sprzedaży znacznie później. 


Więc stało się, co się miało stać. Doskonale pamiętałem tą chwilę sprzed lat i swoje zachowanie wobec niej. Wiedziałem, że pierwsza zmiana w moim życiorysie właśnie została dokonana. Wprawdzie była ona niewielka, ale jednak bardzo znacząca. Wciąż tutaj była. Nie pozwoliłem jej odejść. Jak na moje warunki, to było bardzo dużo. 
Jeżeli chodzi o moje drugie ja, to ten młody chłopak, którym, po części przecież byłem, nie znał swojej przyszłości. Nie mógł jej znać, bo ona jeszcze dla niego nie nastąpiła. Nie wiedział, jakie będą konsekwencje zmiany jego zachowania. Nie miał do czego porównać tego, co się akurat działo. Jego rzeczywista przyszłość nigdy już się nie wydarzyła. Nie miał pojęcia, jakie były, czy też będą, jego pierwsze decyzje i co się właściwie zmieniło. Oczywiście, mógł próbować przewidywać, czy wyobrazić sobie pewne fakty, ale, tak naprawdę, nie miał zielonego pojęcia, że wszystko zmienia kierunek o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety, właśnie to się działo. 
Miała na sobie niebieską, zwiewną sukienkę i skromny, szary sweterek. Jej bujne włosy rozlewały się po jej plecach, niczym ruda kaskada. Działała na mnie w sposób niemal magiczny. Nie mogłem oderwać od niej oczu. 
-Siadaj, - powiedziałem ciepłym, serdecznym głosem.
Uśmiechnęła się. 
-Jak sama widzisz, tutejsze warunki nie są zbyt luksusowe. To nie hotel, ale z powodzeniem mogę się podzielić tym, co mam. 
Nadawałem jak spiker radiowy i czułem się w tym coraz pewniej. Ona tylko patrzyła na mnie i słuchała. 
-Dysponując tymi swoimi skromnymi możliwościami, postaram się, żebyś była zadowolona. 
W pokoju znajdowały się trzy łóżka, jakiś niewielki stolik do odrabiania lekcji oraz dwa krzesła. Nie pamiętałem, gdzie podziało się trzecie. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Wiem, że były tylko dwa i to na dodatek twarde.
Dziewczyna usiadła na jednym z łóżek. Przeprosiłem ją grzecznie i, od razu, udałem się do aneksu kuchenno - łazienkowego. To taka wnęka przy samym wejściu. Nie miałem na to innej nazwy. Nie było tam kibelka, jedynie umywalka, malutka szafeczka na przybory toaletowe, w której trzymaliśmy też kubki oraz kawę i herbatę. Czasami chowaliśmy tam różne ciasteczka i inne słodkie rzeczy, które udało się na zdobyć. Więc można powiedzieć, że to był taki nasz aneks kuchenny. 
Tak, czy inaczej, nie było powodów do niepokoju. Ona także o tym dobrze wiedziała. Identyczne pokoje znajdowały się po ich stronie. Nasłuchałem odgłosów z korytarza i szybko wyciągnąłem schowaną grzałkę. 
W tamtych czasach czajniki elektryczne były rarytasem i rzadkością. Znajdowały się raczej w pokojach nauczycielskich, czy u samego kierownika. Nie wolno było trzymać ich w naszych pomieszczeniach. Takie rzeczy były surowo zakazane. Groziły za to dość ostre kary. Dlatego też bardzo starannie je chowaliśmy i uważaliśmy w jakich okolicznościach ich używamy. 
Będąc jeszcze w łazience rzuciłem w jej stronę pytanie: 
-Wolisz herbatę, czy kawę?! 
Rozejrzałem się po swoich zapasach. Oczywiście, o herbacie w saszetkach mowy być nie mogło. Te rzeczy weszły do sprzedaży znacznie później. Wtedy każdy parzył taką zwykłą, fusiastą, a kawę mieliło się ręcznymi młynkami na korbkę. Tak, tak… to były czasy. Te elektryczne były luksusem i znajdowały się jedynie w bogatszych domach. Na pewno, nie można było ich zobaczyć w internacie. Kawa mielona sprzedawana w sklepach także pojawiła się dopiero kilka lat po ukończeniu przeze mnie szkoły.
 Powiem szczerze, kiedy sobie to uświadomiłem, patrząc z perspektywy mojego wieku i lat które już upłynęły, nieco się rozczarowałem. Życie było dużo bardziej spartańskie i surowe, niż mi się teraz, w mojej teraźniejszości, mogłoby wydawać. Swoją drogą, dziwne, że człowiek tak szybko przyzwyczaja się do bardziej komfortowych warunków.
 Chciałem tutaj zaznaczyć, że zarówno kawa jak i herbata były beznadziejne w smaku, ale na tamte warunki niczego więcej nie mogłem się spodziewać. Na szczęście, miałem też cytrynę. Jedyna pozytywna rzecz w tym wszystkim była taka, że ona także wychowała się w tamtych czasach i nie znała nic ponad to, co było. Mogłem więc być w miarę spokojny o jej reakcję. 
Powiedziała, że woli herbatę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...