niedziela, 29 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


24. Wiedziałem, że będzie tęskniła.

Dokładnie tyle miałem zaplanowane na ten dzień, a te niewinne pocałunki były podsumowaniem i kwintesencją wszystkiego. Wiedziałem, że będzie tęskniła i pragnęła mnie więcej, ale taki był też scenariusz.


Tymczasem ona stała tak z uniesioną twarzą i wpatrywała się we mnie. Nie mówiła nic, tylko czekała na ciąg dalszy, tak jakby wiedziała, że za chwilę on nastąpi. Dokładnie takiej odpowiedzi i takiego zachowania oczekiwałem. Przecież nie byłem nowicjuszem w tej dziedzinie i już wcześniej miałem przygotowany dalszy plan. Bez pośpiechu zdjąłem oczu te jej wielkie okulary. Bez nich wyglądała trochę dziwnie, ale chyba jeszcze bardziej pięknie. Nie wiem mogło mi się tylko wydawać, było przecież ciemno. W pierwszej chwili chciała je wziąć z mojej ręki, ale widząc, że trzymam je na wysokości jej wzroku zrezygnowała. 
-Teraz już nic nie widzę, - odezwała się cicho.
-Nie szkodzi, - powiedziałem, - nie musisz. 
-Aha, no dobrze… A co chcesz zrobić? - zapytała, udając, że jest trochę zaskoczona. 
 Teraz jeszcze bardziej się pochwaliłem i złożyłem kolejny pocałunek. Najpierw musnąłem ustami jej, delikatnie zadarty, nosek, a później pocałowałem między oczami. Zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się. Skrupulatnie wykorzystałem nadarzającą się okazję i dotknąłem ustami najpierw jedno, później drugie oko. 
Nawet ja sam byłem zaskoczony, może nie tyle swoim zachowaniem, co całą sytuacją. To było takie czułe, dziecięce wręcz i naiwne, w swojej istocie, bardzo rozbrajające, szczere i proste zarazem. 
W końcu dotknąłem swoimi wargami jej ust. Tylko dotknąłem. Nic więcej się nie stało. To nie miał być, w swoim założeniu, erotyczny pocałunek. W żadnym wypadku nie było moim zamiarem ani wystraszenie jej, ani nakłanianie do czegokolwiek. 
Nie zmienia to faktu, że bardzo jej pragnąłem. Moje podniecenie sięgało zenitu. Nie zrobiłem tego, ponieważ czułem, że tak młoda osoba przy bardziej zuchwałym zachowaniu, wycofa się, zamknie w sobie i, być może, nie będzie chciała kontynuować tej znajomości. Trzeba było postępować bardzo rozsądnie i do niczego jej nie zmuszać. To ona sama powinna prosić o więcej. Chciałem raczej wywoływać w niej deficyt, niż nadmiar czułości. 
Tego wieczoru do niczego więcej nie doszło. Nic więcej od niej nie oczekiwałem i niczego nie wymagałem. Dokładnie tyle miałem zaplanowane na ten dzień, a te niewinne pocałunki były podsumowaniem i kwintesencją wszystkiego. Wiedziałem, że będzie tęskniła i pragnęła mnie więcej, ale taki był też scenariusz. Miałem, po prostu, ją tak zostawić, by odczuwała trochę niepewności, trochę niepokoju, by miała o czym myśleć i na co czekać.  
Odprowadziłem ją do pokoju, pod same drzwi i, jak prawdziwy dżentelmen, pocałowałem delikatnie w nadgarstek, uśmiechnąłem się, odwróciłem i odszedłem sprężystym, równym krokiem. Widziałem, że patrzy w moje plecy. Niemal przebijała mnie swoim wzrokiem. Nie zamykała drzwi dopóki nie zniknąłem za zakrętem klatki schodowej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...