wtorek, 21 lipca 2020

Projekt: "Przyszłość".


138. Mój fiut, jak wycior.

Mimo że cisnąłem ją z całych sił do dołu, wbijając na siebie, stała mocno w tej wodzie i wykonywała tylko drobne kółeczka w jedną i w drugą stronę. Mój fiut, jak wycior w lufie karabinu, jak szczotka w butelce, szorował o jej cipkę ze wszystkich stron swoją, niesłychanie podnieconą, głowicą. Myślałem, że zniosę jajko z radości. 


W którymś momencie (właściwie nie wiem, jak to się stało) prawie z niej wyszedłem. Mój kutas, przy kolejnym ruchu w dół, wygiął się i nie trafił już tam, gdzie trzeba. Myślałem, że trafi mnie jasny szlag. Tak naprawdę, wrażenie, którego doznałem trudno było opisać. To było przejmujące wszystko, czym byłem, niesłychanie przenikające całe moje istnienie doświadczenie, a mimo to dające ogromne rozczarowanie. 
Efekt był taki, że znów chciałem znaleźć się tam, gdzie przed sekundą byłem. Znów chciałem penetrować jej słodką jaskinię w każdym zakamarku, fedrować swoim młotem, swoim świdrem tak, żeby wyła i płakała z rozkoszy. Och jak ja bardzo tego chciałem!
Dziewczyna okazała się być dużo bardziej doświadczona i mieć większe wyczucie w tej sprawie, niż mi się na początku zdawało. Nie wiem, na co liczyłem, ale teraz zachowywała się jak wieloletnia kochanka, która zna każdy sekret mojego ciała. 
Zakręciła swoimi biodrami, zaczęła wykonywać drobne kółeczka w jedną i w drugą stronę. Mój fiut swoim, pokrytym żyłami, trzonem wbił się w jej mokry, zmierzwiony zarościk. Wjechał po jej, rozchylonych na boki, płatkach. Zadziornie przedzierał się przez krzaczki, a później delikatnie wszedł do środka, najpierw na sam brzeg, a następnie jeszcze głębiej. 
Laska była bardzo aktywna. Wykonała jeszcze kilka głębokich, pełnych okrążeń swoimi biodrami, a później znów zaczęła opadać: z początku delikatnie, później mocniej i mocniej. To było cudowne. Nagle poczułem, że już jestem tam gdzie trzeba. 
-Ooooohhhh, jak mi dobrze! Och, jak cudownie! - westchnąłem. - Julio, jestem w raju! 
Rozbawiło ją to. Roześmiała jak małe dziecko, nie, raczej jak mała nimfetka, starając się bawić moim pożądaniem w sposób, który najbardziej lubi. Tak przy okazji, nie wiem, czy to, co w tej chwili się stało, zrobiła świadomie, czy, po prostu, mój fiutek przypadkowo się z niej wysunął. Zresztą, jakie to ma znaczenie?  
Kiedy byłem przekonany, że ona opadnie na mnie do samego końca, będziemy się kochać głębokimi, pełnymi ruchami, że będę tańczył w niej do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu, głęboko, płynnie, lecz postąpiła zupełnie inaczej. Nie pozwoliła mi na to. 
Mimo że cisnąłem ją z całych sił do dołu, wbijając na siebie, stała mocno w tej wodzie i wykonywała tylko drobne kółeczka w jedną i w drugą stronę. Mój fiut, jak wycior w lufie karabinu, jak szczotka w butelce, szorował o jej cipkę ze wszystkich stron swoją, niesłychanie podnieconą, głowicą. Myślałem, że zniosę jajko z radości. Ona tylko bawiła się moim podnieceniem, ciesząc się każdą sekundą niesamowicie przejmującego aktu miłości. 
Dopiero po kilku, może kilkunastu sekundach, udało mi się ją chwycić w taki sposób i docisnąć tak mocno, że nie była w stanie się obronić i znów wbiła się na mnie jak mała czarownica na pal. Jeszcze raz mogłem poczuć to cudowne wrażenie, to doświadczenie przenikania, wdzierania się w nią dogłębnie. Jeszcze raz byłem w niebie, jeszcze raz było mi tak bardzo, bosko przyjemnie. 
Czas płynął. Wszystko toczyło się jak w kalejdoskopie. Nic nie pozostawało takie samo dłużej niż kilka, kilkanaście sekund. Jeszcze raz powróciliśmy do poprzedniego rytmu. To podobało mi się najbardziej. 
Unosiła się i opadała, unosiła się i opadała…  Delikatnie wykonując przysiady, wbijałem się w nią głęboko. Może nie tak, jak wcześniej, ale równie przyjemnie i intensywnie. 
Góra, dół, góra, dół, góra, dół… płynnie, łagodnie, może niespiesznie, ale dogłębnie, słodko, przyjemnie, jak w raju. Tego mi było trzeba. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...