poniedziałek, 27 lipca 2020

Projekt: "Przyszłość".


144. Nie wnosiła żadnego sprzeciwu.

Posuwanie jej w tej pozycji było niesłychanie podniecające. Można powiedzieć, że traktowałem ją jak jakąś zwykłą zabawkę, nie zważając na jej potrzeby i pragnienia. Jednak to były tylko pozory. W tak bardzo gorącym akcie miłości, trudno jest określić, komu jaka rola jest przypisana i jakie korzyści z niej wynosi. W każdym bądź razie, ona nie wnosiła żadnego sprzeciwu, ani też nie stawiała oporu. 


Laska nie opierała się. Posłusznie poddawała się temu wszystkiemu, co z nią robiłem. No i o to chodziło. To była zabawa, z której mieliśmy wyjąć dla siebie najwięcej jak tylko się da. Myślę, że na tym etapie, całkowicie i doskonale rozumieliśmy zasady rządzące zachowaniem i konwenansami w takich sytuacjach. 
W następnej minucie cofnąłem się, wysuwając mojego członka do połowy długości. Miałem wrażenie, że za chwilę trysnę w jej wnętrze gorącą porcją mojego nasienia. Słodkie uczucie spełnienia przenikało już całe moje ciało i nie dało się go zatrzymać w żaden sposób. Widziałem, że dziewczyna wcale się tym nie przejmuje. Zachowywała się tak,  jakby ten problem w ogóle dla niej nie istniał. Skoro dla niej nie istniał, to dlaczego mnie miał psuć szyki. 
Czułem, że dochodzę do finału, że zaczyna się ten słodki, jak tysiąc cukierni, okres w tym akcie kopulacji. Chciałem, by to się stało właśnie w tej chwili. Chciałem tego doświadczyć teraz i tutaj, nie czekając ani minuty dłużej. Pragnąłem odebrać moją nagrodę za poniesiony wysiłek i stać się najszczęśliwszym facetem na świecie, pompując w jej młode, rozgrzane wnętrze jeszcze jedną porcję moich plemników i mając świadomość, że zostanie zapłodniona. 
-Och tak, tak, moja mała, - dyszałem ciężko tuż za jej głową, - tak bardzo cię pragnę!  Tak bardzo chcę cię wypełnić moim nasieniem. 
Nie wiem jak to się stało, ale ona, jakby zapominając kompletnie o tym całym ryzyku zajścia w ciążę, zdawała się niejako wybiegać w przyszłość swoim zachowaniem i wyprzedzać moje ruchy o ułamek sekundy. Jakby tym samym spełniała moje najgorętsze, najbardziej skryte, najbardziej wyuzdane marzenia erotyczne. 
Wypięła swój tyłeczek jeszcze mocniej. Jeszcze głębiej wcisnęła się w moje podbrzusze,  jeszcze dalej wpychając się na mojego grubego, rozgrzanego do czerwoności, kutasa. Wyglądało to dosyć groteskowo, bo jej ciało przyjęło nienaturalną pozycję. Nasze nogi stykały się ze sobą, tworząc jedną podporę. Jako, że jej ramiona wciąż znajdowały się na plecach, między na naszymi ciałami, zmuszona była wygiąć kręgosłup do tyłu w sposób dość dziwny. Nie wiem, czy było jej wygodnie. W sumie dlaczego miałbym się tym przejmować? Zdawałem sobie jedynie sprawę z faktu, że to idealna pozycja do penetracji jej cipeczki. 
Teraz odsunąłem się od niej jeszcze bardziej tylko po to, by móc wyjąć mojego zmęczonego, umazanego w nektarze fiuta nieco dalej. Nie wiem, jak to się działo, nie potrafię tego w sposób racjonalny wytłumaczyć. Działałem raczej instynktownie, chcąc doświadczyć nowych doznań, a to mogłem osiągnąć, wychodząc z jej słodkiej cipeczki prawie do samego końca i pchając się na powrót jak jakiś zbój do zamkniętego domu. Wysiłek, jaki musiałem w to włożyć, był niewspółmiernie duży w stosunku do tego, co robiłem do tej pory, ale i wrażenia bardziej przenikające i przejmujące całą moją świadomość. 
Jeszcze mocniej przysiadłem na moich kolanach, aby wpychać się w nią bardziej od dołu, aby moje ruchy były pełniejsze i głębsze. Przy okazji, chwyciłem ją za te, wysunięte do tyłu, ramiona tak mocno, że trzeszczały w moim uścisku. Szalałem w ostatnim etapie naszego gorącego zbliżenia. Interesowało mnie tylko osiągnięcie jak największej ilości przyjemnych wrażeń. 
Posuwanie jej w tej pozycji było niesłychanie podniecające. Można powiedzieć, że traktowałem ją jak jakąś zwykłą zabawkę, nie zważając na jej potrzeby i pragnienia. Jednak to były tylko pozory. W tak bardzo gorącym akcie miłości, trudno jest określić, komu jaka rola jest przypisana i jakie korzyści z niej wynosi. W każdym bądź razie, ona nie wnosiła żadnego sprzeciwu, ani też nie stawiała oporu. Uznałem więc za stosowne, że mogę w ten sposób prowadzić tą grę i nic złego się nie będzie działo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...