czwartek, 23 lipca 2020

Projekt: "Przyszłość".


140. Jak to jest być Casanovą.

Powody, dla których tu się zjawiłem, dla których zgodziłem się wziąć udział w tym eksperymencie, były zgoła inne, mniej szlachetne. Ja po prostu chciałem poczuć, jak to jest być Casanovą, uwodzicielem. 


“Och, tak, tak… Tak, moja mała Juleczko! Chcę cię zerżnąć dokładnie! Chcę, byś poczuła mojego chuja sobie, byś poczuła moje nasienie! Nie pragnę niczego innego. Boże, co się ze mną dzieje?! Och tak, tak! Jezu, chuj z tym że mogę ci zrobić dzieciaka! Pierdolę to! Gówno mnie to obchodzi! Kurwa, toż to nie moja epoka! O matko święta, jak mi dobrze, jak mi cudownie!” - kołatało się w mojej głowie, gdy stałem i wyrzucałem ze swojego gardła coraz bardziej przejmujące jęki i westchnienia. 
Jedyne, co mogła zrobić w tej ostatniej chwili, to wygiąć swoje ciało do tyłu, oprzeć głowę na moim ramieniu, naprężyć się, wcisnąć cipkę ze wszystkich sił i wyć z rozkoszy. Mogła trząść się i szarpać w konwulsjach słodkiego, szybko przepływającego przez jej ciało, orgazmu. To było to! 
-Ooooooohhhh, och, och, uuuuaaaahhhh, uuuuaaaahhhh, aaaaahhhh… - wrzucała ze swojego gardła jęki, które sprawiały, że i ja chciałem poszybować w kosmos, zapomnieć o wszystkim, co się tutaj dzieje, zapomnieć o całym świecie i być tylko jednym, wielkim, słodkim doświadczeniem. 
Doznawała coraz bardziej gwałtownych i intensywnych konwulsji. Zamiast pchnięć, które mogły mieć coś wspólnego z łagodnymi, głębokimi ruchami, teraz były to już tylko chaotyczne szarpnięcia w niekontrolowanych kierunkach, raz mocniej, raz słabiej. Jej cipka, za każdym razem, kurczyła się coraz gwałtowniej. Czułem, że przez moje podbrzusze przepływa prąd tysiąca megawatów i miałem wrażenie, że to już jest ta chwila, ten moment, ten cudowny, słodki, gorący moment. 
Nagle, nie mogąc znieść napięcia, w boskiej rozkoszy, razem z nią, nadzianą na mojego wielkiego drąga, uniosłem się do góry. Była jak małe zwierzątko nabite na rożen i przygotowane do pieczenia. Bezradnie wiła się na moim fiucie, a ja wchodziłem w nią tak głęboko, że cały drżałem. 
-Och, ty mała, zboczona cipko! Och, ty mała kurewko! Mam cię! Teraz ci pokażę! Ooo, dobrze ci tak?! Lubisz to?! - dyszałem prosto w jej ucho, - Och, tak. Zobacz, zobacz, jak się rucha. Chciałaś tego. Sama tego chciałaś. No to zobacz, jak się grzmoci młodą cipkę! Dobrze ci tak?! Ooo, dobrze ci tak?! Widzę, że ci dobrze. Lubisz to, suczko pieprzona. Ooo tak, lubisz to! 
Zdawałem się być nieokiełznanym, nieokrzesanym ogierem, dzikim zwierzem wypuszczonym z lasu i nic mnie nie obchodziło, co o mnie sobie pomyśli ten młody chłopak, którym przecież także byłem. Nic mnie nie obchodziło, czy zdeprawuję go do końca i bez reszty. Nic mnie nie obchodziło, że mogę złamać mu życie, że może mieć mylne wyobrażenie, o świecie seksu, że tak właśnie to wszystko wygląda. 
Jak mogłem kogokolwiek, czegokolwiek uczyć, skoro, ja sam nie wiedziałem, jak to wszystko ma wyglądać? Właśnie uświadomiłem sobie, że oszukiwałem siebie tym, że mam zamiar wyprostować jego życie, wprowadzić na lepsze, bardziej szlachetne, tory. 
Powody, dla których tu się zjawiłem, dla których zgodziłem się wziąć udział w tym eksperymencie, były zgoła inne, mniej szlachetne. Ja po prostu chciałem poczuć, jak to jest być Casanovą, uwodzicielem. Od samego początku robiłem wszystko by zaciągnąć ją do łóżka, by do tego doszło. Mało tego, pod przykrywką dobrych intencji, chciałem całkowicie zniewolić tą młodą, piękną i niewinną  dziewczynę. Do tej pory nie chciałem się do tego przyznać. Teraz jednak stało się to aż nadto widoczne. Co na to ten młody chłopak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...