piątek, 24 lipca 2020

Projekt: "Przyszłość".


141. Seks luksusowym dobrem.

Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nigdy w życiu się nie kochali lub przynajmniej robili to bardzo rzadko. Seks był dla nas jakimś niesłychanie luksusowym dobrem, którego w każdej chwili mogło zabraknąć. Trzeba było brać, póki jeszcze był dostępny. 


No cóż, byliśmy przecież jedną i tą samą osobą. Co prawda dzieliło nas trzy dekady, ale wywodziliśmy się z tego samego pnia życia. Łączyły nas geny. On zaczął także wyzwalać z siebie te zwierzęce doznania i pozwalać sobie na dużo więcej, niż mógł sobie wcześniej to wyobrazić. To był całkiem nowy świat, świat tak cudowny, pełny gorących doznań, że nie potrafił z niego zrezygnować. Nawet jeśli większości spraw nie rozumiał, może nawet niektórych się obawiał, postanowił w to brnąć i wykorzystać każdą, nadarzającą się, okazję do tego, aby przeżyć coś nowego i ekscytującego. 
W tej chwili był jednym, wielkim, gorącym doświadczeniem, jednym wielkim orgazmem. Czy się przed tym bronił? Nie. Absolutnie, nie. Jak najbardziej, chciał tego. Chciał osiągnąć to razem ze mną, tutaj i teraz. Chciał się zgrać w jedno i czuć to samo, co ja. Pewne rzeczy, nawet przy zmieniających się okolicznościach, pozostają takie same. Instynkt pozostaje instynktem, niezależnie od czasu i miejsca, w którym się to robi. 
To było takie dziwne i niesamowite. Miałem wrażenie, że kochamy się w trójkącie. Byliśmy jak zwierzęta. Stałem w rozkroku w tej w wannie. Nie patrzyłem na to, że za chwilę mogę się przewrócić. Wygiąłem się do tyłu, jak to tylko możliwe, a ona leżała na mnie, nadziana na mojego chuja i, lada moment, straciłaby kontakt z podłożem. Jeszcze kilka sekund, a zawisłaby całkowicie na moim twardym przyrodzeniu, nie mając kontroli nad niczym. O tak! 
Przyciągałem jej ciało swoimi ramionami do siebie i podrzucałem biodrami do góry. Wchodząc w jej cipkę, orałem jak wielkim pługiem. Mój fiut wdzierał się w nią jak młot pneumatyczny. Grzmocił, ile tylko sił w dupie. 
Tak, przyznaję. To było szaleństwo. Nie można tego inaczej określić.  Leżała na mnie i wyła z rozkoszy. Trzymałem ją teraz w okolicy szyi i przyciskałem do siebie nad cyckami. Jęczała, wzdychała, trzęsła się jak galareta, doznając, kolejno następujących po sobie, przejmujących orgazmów. Jej cipka podskakiwała w szaleńczym tańcu miłości. 
Po kilku minutach, dosłownie, nie wytrzymała. Całym ciężarem przechyliła się do przodu, zmuszając mnie, bym zrobił to samo. Była silniejsza, niż mi się zdawało. Teraz to ona przejmowała kontrolę. Leżąc na jej plecach, kutasem siedziałem w jej cipce i, szarpanymi, urywanymi ruchami, poruszałem się, sprawiając, że każda kolejna sekunda stawała się wiecznością. 
Trudno było mi to wszystko ogarnąć. Coraz więcej rzeczy wymykało się naszej świadomej kontroli. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nigdy w życiu się nie kochali lub przynajmniej robili to bardzo rzadko. Seks był dla nas jakimś niesłychanie luksusowym dobrem, którego w każdej chwili mogło zabraknąć. Trzeba było brać, póki jeszcze był dostępny. To były jakieś szaleńcze, trudne do wyobrażenia zapasy. Ten stosunek wyglądał tak, jakbyśmy chwytali się wszystkiego, co tylko się nadarzy. 
Wreszcie zmieniliśmy pozycję. Staliśmy teraz wzdłuż wanny. Ona starała się mnie przeciągnąć na swoje plecy. Właściwie, nie wiem, po co to robiła. Chciała, bym położył się na niej. Zamierzała przyjąć pozycję jak mała suczka, wypinająca do góry swoją słodką dupeczkę. Trudno było tego dokonać, bo byłem zbyt ciężki i duży. Mimo to, starała się jak tylko mogła. W ten sposób, cały czas walcząc ze sobą, odprawiliśmy jakiś tajemny rytuał.
Jedną dłonią trzymałem ją w okolicach brzucha i ciągnąłem do siebie, a drugą tuż nad cyckami. W następnym momencie bardzo mocno wypięła swoją dupcię, a ja, wykorzystując sytuację, chwyciłem ją w okolicy bioder, nieco bliżej wzgórka. Starałem się nabić ją na swojego kutasa. Mimo to jej kręgosłup, wygięty był w drugą stronę tak mocno, że plecami przywarła do mojej klatki piersiowej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...