środa, 28 października 2020

Projekt: "Przyszłość".


237. Parę ujęć nowo zakupioną kamerą.

-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem sobie parę ujęć moją nowo zakupioną kamerą, - powiedział, wskazując na ustawiony obok sprzęt. - Myślę, że nie macie nic przeciwko…  Zrobiłem oczy jak pięć złotych. -O kurwa! - jęknąłem.


-Tak… bo… eee… myślałam, że uznasz mnie za jakąś gówniarę. 
-Boże! - wyrwało mi się. 
Siedziałem w gównie po uszy. Spojrzałem na swojego prześladowcę. 
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał. 
Zrezygnowany pokręciłem głową.
-W takim razie, postaram się, aby cię wsadzili na parę ładnych lat, chłoptasiu, - powiedział łagodnym, ale stanowczym głosem. 
Czułem, że moje argumenty, jeden po drugim, tracą jakiekolwiek znaczenie. Rzeczywiście, to nie miało najmniejszego sensu. Sytuacja była beznadziejna. Mogłem liczyć tylko na jego dobrą wolę. 
-Ale… no… czy nie można by tak… po co od razu… no wie pan… - mamrotałem. 
Myślałem, że chociaż to poskutkuje. 
-No słucham, słucham… - odezwał się, - co masz na swoje usprawiedliwienie, co możesz mi jeszcze zaproponować. Tylko ostrzegam, że musi być to coś bardzo konkretnego. Mój czas jest cenny. Milicja już wie, co zrobiłeś. 
“Skurwysyn, nie dość, że wtargnął tutaj jak ostatnia świnia, to jeszcze coś sugeruje”, - pomyślałem. Możliwości działania miałem jednak bardzo nikłe. 
-No dobrze, - zaczął widząc nasze skrępowanie, - siadajcie.
“Co? Co on gada?! Mamy siadać?! Tak, bez ubrania? Przed nim. Po tym co się stało?! Co on kombinuje?” - pomyślałem. 
Nie wiedziałem jednak, co nas czeka za chwilę. 
-Eee… ale… no wie pan… może by tak najpierw… - powiedziałem, pokazując na, porozrzucane po całym pokoju, części garderoby. 
W ogóle się nie przejął. Widocznie nie obchodziło go, czy jesteśmy ubrani, czy nie. Spoważniał tylko i stał się jeszcze bardziej stanowczy.
-Siadajcie, powiedziałem. Mam wam coś do powiedzenia. 
Wiedzieliśmy, że nie wygramy. Usiedliśmy. Byliśmy kompletnie bezradni. 
-Posłuchajcie mnie uważnie, gówniarze. Według regulaminu powinienem was upierdolić, jak się patrzy. Uwierzcie mi, zrobiłbym to, gdybym nie miał w tym swojego interesu. Wiem, że jesteście młodzi, głupi… nie chcę robić wam pod górkę. Sam wiem, jak to jest w tym wieku, ale nie o to chodzi. Chcę wam coś zaproponować. 
“O jebany pedał! Jaki chuj! Takie klocki!” - kołatało się w mojej głowie. 
Najwyraźniej był bardzo przekonany, że to, co mówi ma jakikolwiek sens. 
-Widzę, że bzykacie się rewelacyjnie. Nie mam wątpliwości, robicie to wręcz koncertowo. Powiedziałbym, że to prawdziwy talent. 
W jakiś dziwny, zboczony sposób, zrobiło mi się bardzo przyjemnie. 
“Przynajmniej w czymś rzeczywiście jestem naprawdę dobry. I on to docenia… no proszę, proszę,” - zastanawiałem się. 
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem sobie parę ujęć moją nowo zakupioną kamerą, - powiedział, wskazując na ustawiony obok sprzęt. - Myślę, że nie macie nic przeciwko…  
Zrobiłem oczy jak pięć złotych.
-O kurwa! - jęknąłem.
Wiedziałem, że teraz to jesteśmy już ugotowani. W sądzie dowód pierwsza klasa. Zakończyłoby się na pierwszej rozprawie. Pozostały tylko negocjacje. Tylko jak gadać z takim kutasem? 
-Co pan proponuje, - odezwałem się już bardziej rzeczowo. 
Uśmiechnął się. 
“Pierdolony pedał, do wszystkiego się przygotował!” - chciałem mu przywalić. 
-No, widzę, że wreszcie zaczynamy się rozumieć, - powiedział. - Chciałbym zakończyć to szybko i bez większych konfliktów. 
Wstał ze swojego miejsca, podszedł do okna, dał gest milicjantowi i zasłonił je dokładnie. Następnie obszedł mnie dookoła, przyglądając się uważnie. 
-Posłuchajcie, obydwoje jesteście młodzi, piękni i bardzo sprawni w tym względzie. Rozumiecie, o czym mówię, prawda? Nie będę owijał w bawełnę. Proponuję wam udział w filmie. 
Marzenka uśmiechnęła się. 
-W filmie? Och, jak fajnie, - westchnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...