sobota, 31 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

240. Życzę pomyślnej ścieżki w życiu.

-Więc tak… hm… co ja chciałem powiedzieć? Aha, już wiem. Gratuluję wam właściwej decyzji i życzę pomyślnej ścieżki w życiu, - powiedział tak, jakby myślał, że tym samym ona zacznie zachowywać się jakoś poprawnie. Nie zaczęła.


W sumie jej to absolutnie nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało jej to, że on patrzy na nią jak głodny pies na kość, że za chwilę może do czegoś dojść. Wcale się tym nie przejmowała. Albo była bardzo naiwna, albo prowokowała.  
Stała pośladkami oparta o stolik i uśmiechała się do niego. Na jej policzkach znów pojawiły się te śliczne rumieńce, a ona sama zdawała się z radością prezentować walory swojego wyglądu zewnętrznego. 
No cóż, nie powiem, kierownik był bardzo przystojnym, dobrze zbudowanym facetem, ale żeby od razu tak przed nim się mizdrzyć… Nie, jakoś nie mieściło się to w mojej głowie. Tak naprawdę, nie wiem, do kogo się mizdrzyła, do niego czy może do mnie. Patrzyłem na nią i błyskawicznie zacząłem podniecać. Przecież była niesamowicie ponętną laską. Gapiłem się na jej jędrne, sterczące cycki, delikatnie wypukły brzuszek, szerokie, bardzo ładnie ukształtowane, biodra i czułem, że mój kutas stopniowo, ale bez przerwy nabiera sztywności i unosi się do góry. Zanosiło się na kolejny seks i to tym razem w trochę innej obsadzie, jeżeli tak to można nazwać… hmm… no cóż, świat jest dziwny prawda? Dziwny, ale piękny, he, he, he… 
Kierownik jakby trochę się zmieszał. Hmm… dlaczego miałby się nie zmieszać? Jego fujara pewnie już porządnie sterczała. Wyglądał na nieco zaskoczonego, ale absolutnie, jakoś mocno, nie wybiło go to z rytmu. Czy właśnie o to mu chodziło? Wygrzmocić czternastolatkę? Chyba było z nim coś nie tak. Może nie tyle z nim, ile z nią. Lecz czy naprawdę? Cholera jasna! Coś było nie tak z całą tą sytuacją, z tym wszystkim, co się tu działo.  
-Więc tak… hm… co ja chciałem powiedzieć? Aha, już wiem. Gratuluję wam właściwej decyzji i życzę pomyślnej ścieżki w życiu, - powiedział tak, jakby myślał, że tym samym ona zacznie zachowywać się jakoś poprawnie. 
Nie zaczęła. Usiadła sobie na podłodze pod szafką i oparła się o nią plecami. Następnie położyła dłonie na kolanach i, bardzo powoli, je rozsunęła, wystawiając w naszą stronę swoją oszałamiającą pizdeczkę. 
Byłem w totalnym szoku. Mój kutas znów był gruby i sztywny i tylko czekał kiedy będzie mógł zanurzyć się w czymś ciasnym i wilgotnym. To wszystko tak bardzo pobudziło moją wyobraźnię, że nie mogłem się opanować. Chciałem od razu porządnie zabrać się za tą laskę i zrobić to co trzeba. 
-Marzena, - mruknąłem do niej, w wymowny sposób kiwając głową. 
Nie zrozumiała. Patrzyłem na nią i jednocześnie kątem oka zerkałem na niego. Co się dalej stanie?
-No… - stęknąłem, - e…  No… weź… 
-Co, weź? - odezwała się w końcu zniecierpliwiona. 
Jejku, jaka ona niedomyślna. Co ona w ogóle robi? Czy jej całkiem odbiło, przecież to kierownik internatu? Czego się spodziewa po takim zachowaniu? Może naćpała się czegoś?
-Hmm… może by tak, panie kierowniku… Co pan na to? 
“Co ona wyprawia?! Przecież on ją zaraz wyrucha?!”
Patrzyłem na nią. Jej rumieńce zrobimy się jeszcze bardziej intensywne. Jej wzrok…  Było w nim coś… właściwie trudno powiedzieć, co. Było w nim coś innego, dziwnego, nieobecnego, jakby nie z tego świata, ale… no właśnie, jednocześnie pięknego i ujmującego. Mimo tego wszystkiego, co się tutaj działo, mimo tego, co przez ten czas z nią robiłem, działa na mnie w sposób tak niesłychanie mocny, intensywny. Znów drżałem, znów nie mogłem oderwać od niej wzroku. 
“Boże, gdzie ja jestem?” - myślałem, gorączkowo starając się wyjść świadomością z tej sytuacji, wybrnąć z amoku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...