czwartek, 22 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

231. Siedziała na mnie. 

Siedziała na mnie, pochylona do przodu. Cyckami ocierała się o moją klatkę piersiową, sutkami muskała skórę. Dotykała i pieściła delikatnie, słodko i gorąco. Chciałem więcej, jeszcze i jeszcze. Obejmowała mnie swoimi ramionami, pieściła, wtulała moją głowę w swoje ciało. Uśmiechała się gorąco, ciesząc się, że może mi tyle z siebie dać, że ja chcę to brać i tak bardzo cieszę się tym. 


Zanurzałem się coraz bardziej, jednocześnie czując, że jej usta wysysają ze mnie całe pożądanie, całą moc męskości. Wiedziałem, że, jeśli coś się nie zmieni, już za chwilę będzie po wszystkim, że za chwilę spuszczę się jeszcze raz, teraz dokładnie w jej usteczka. 
“Och, jakie to słodkie”, - myślałem. 
Trzęsłem się jak galareta. Znów coraz trudniej było mi wytrzymać. Później, już na podłodze, ona mnie dosiadła. Dosiadła mnie tyłem, odchylając się nieco na moją klatkę piersiową. Zrobiła to szybko i sprawnie. Nim się spostrzegłem,  mój kutas siedział po same jaja w jej słodkiej, ciasnej pizdeczce. 
Seks z nią był niesamowitym doznaniem. Wszystko działo się tak spontanicznie, że miałem wrażenie, iż tańczymy. Tak jakbyśmy byli połączeni w jakimś niewidzialnym rytmie. Tak jaby przygrywała nam jakaś orkiestra, której nie było, która była tylko w naszych głowach, w naszych ciałach. Szliśmy za tym dźwiękiem, czując takt, każdą nutę. To było cudowne i niesamowite. Trzymałem ją za pośladki, unosiłem i opuszczałem, a ona poddawała się moim ruchom płynnie, jakbyśmy stanowili jedno ciało. 
Czy to nie miało się nigdy skończyć? Nie nie miało. Nie chciałem tego. Poddawałem się temu, co się działo. Szedłem, wsłuchany w rytm naszych ciał i dusz. Szedłem dalej i dalej, nie zważając na nic. Seks, seks, kopulacja - to tylko się liczyło, tylko jej ciało, tylko moje doznania, tylko nasze orgazmy, jeden po drugim. Brać, brać coraz więcej, coraz bardziej zachłannie, brać i nie krępować się. To wszystko jest nasze. Nikt nie może nam tego odebrać. Jesteśmy tylko my i nie ma nikogo więcej, nikogo więcej na tym cholernym świecie. Nikogo, niezależnie czy teraz, czy w przyszłości. Jesteśmy tylko my dwoje, tylko my. 
-Chodź do mnie. Chodź moja mała, niech cię wezmę, niech w ciebie wejdę jeszcze raz. Chodź, oddaj mi się, oddaj mi się do końca. Nie zostawiaj nic dla siebie. Daj mi wszystko, rozumiesz?! Daj mi wszystko teraz. Och daj mi wszystko! Jesteś taka słodka. Och chodź do mnie teraz, - recytowałem niemal jak z książki.  
Spoczywałem już na tym fotelu wygodnie. Prawie leżałem, a ona na mnie na mnie. Siedziała, nadziana na mojego kutasa jak na pal, przebita. Jej cipeczka ogarniała mnie tak mocno, tak słodko. Wszystkie moje myśli mieszały się i kłębiły, nie pozwalając się skupić. Miałem być tylko dla niej. 
Siedziała na mnie, pochylona do przodu. Cyckami ocierała się o moją klatkę piersiową, sutkami muskała skórę. Dotykała i pieściła delikatnie, słodko i gorąco. Chciałem więcej, jeszcze i jeszcze. Obejmowała mnie swoimi ramionami, pieściła, wtulała moją głowę w swoje ciało. Uśmiechała się gorąco, ciesząc się, że może mi tyle z siebie dać, że ja chcę to brać i tak bardzo cieszę się tym. 
Chwyciłem ją za pośladki, za te duże, jędrne pośladki, ściskałem je. Wciskałem jej cipeczkę na mojego penisa, na tą wielką i grubą pałę, a ona się cieszyła. Cieszyła się, że może być tu ze mną i robić to, co robimy. Unosiłem jej dupcię i opuszczałem: powoli, płynnie, do góry i do dołu. Robiłem to spokojnie, bez pośpiechu, no bo i po co? Przecież mamy czas, tak dużo czasu. Kochajmy się najdłużej, jak tylko się da. 
Och, słodycz obejmowała całe moje jestestwo, wszystko to, czym byłem. Nie umiałem już rozdzielić tego, co się ze mną działo od tego, kim byłem. Byłem seksem, byłem z nią, w niej i dla niej. Tylko to się liczyło, nic więcej. 
Spokojnie do góry i do dołu, bez pośpiechu, i raz, i dwa, i raz, i dwa… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...