poniedziałek, 26 października 2020

Projekt: "Przyszłość".


235. To był kierownik internatu.

Kiedy zorientowałem się, z kim mam do czynienia w ułamku sekundy, zesztywniałem. Sparaliżował mnie nagły, błyskawiczny i wszechogarniający strach. To był kierownik internatu. Szach i mat! Mimo paraliżu, w mojej głowie pojawiły się kolejne pytania: Jak długo tu ten skurwysyn jest? Przede wszystkim, skąd tu się wziął? Jak się dostał do środka? 


Jeszcze raz dokładnie się przyjrzałem. Kiedy uświadomiłem sobie, że niepokojące spostrzeżenia się potwierdziły, po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Wyraźnie widziałem czyjąś sylwetkę, siedzącą na krześle po drugiej stronie pokoju. Konkretne szczegóły anatomii rozmywały się w cieniu, ale sam zarys był dobrze widoczny. 
Początkowy niepokój szybko przerodził się w lęk, a ten w strach. Najnormalniej w świecie, ktoś tam był. Ktoś nas obserwował. Mimo to, nie do końca, byłem przekonany, że to jakieś rzeczywiste zagrożenie. Zastanawiałem się, co robić, jak się zachować. Jeżeli to tylko moja wyobraźnia, to spoko, ale jeśli nie… No cóż, byłem w dość niedwuznacznej sytuacji i wiedza o tym, czy rzeczywiście ktoś tam jest, była bardzo ważna. Minęło kilkanaście sekund. Jeszcze chciałem mieć nadzieję, że to brat, lub któryś z kolegów. To byłby najmniejszy problem. Jednak, przeczucie podpowiadało mi, że tak łatwo nie będzie. 
Marzenka, pochylona do przodu, z mocno wypiętą dupą, głośno wzdychała, kończąc przeżywanie orgazmu. Właśnie powoli zacząłem wycofywać się z jej gorącej norki, a kiedy to zrobiłem, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, rozległy się oklaski. 
“Co się dzieje? To niemożliwe?! Mam jakieś zwidy, czy co?!” - myślałem. 
 Nie wierzyłem własnym uszom. My się grzmociliśmy, że aż łóżko skrzypiało, a ktoś klaskał w dłonie. 
Moja młoda towarzyszka jeszcze nie bardzo wiedziała, co się dzieje. Była przekonana, że ja tak klaszczę. Uniosła tylko głowę i spojrzała na mnie uważnie. Kiedy z moich oczu wyczytała, że to jednak nie jest moja zasługa, jej buzia drastycznie i bardzo szybko się zmieniła. W jej oczach zobaczyłem panikę i chęć ucieczki. Ja sam nie wiedziałem, co robić, kto to może być. Mieliśmy zbyt mało czasu na jakąkolwiek sensowną reakcję. 
-Brawo, brawo, brawo… - usłyszałem męski głos.
Był bardzo znajomy, grzeczny, uprzejmy, ale, w jakiś sposób, przerażający. Wciąż nie wiedziałem, kto to może być. W końcu, postać się poruszyła. Drzwi od szafy zamknęły się, a jasny snop światła z łazienki oświetlił siedzącego tam osobnika. 
Kiedy zorientowałem się, z kim mam do czynienia w ułamku sekundy, zesztywniałem. Sparaliżował mnie nagły, błyskawiczny i wszechogarniający strach. To był kierownik internatu. Szach i mat! Mimo paraliżu, w mojej głowie pojawiły się kolejne pytania: Jak długo tu ten skurwysyn jest? Przede wszystkim, skąd tu się wziął? Jak się dostał do środka? Przecież nie mógł wejść ot tak sobie. No i co teraz będzie? 
-Brawo, brawo… no pięknie, pięknie… jestem pod wrażeniem, - odezwał się jeszcze raz. 
Marzenka podniosła się, błyskawicznie sięgnęła po skrawek pościeli i zakryła się nim. Cały czas drżała, ale teraz nie z podniecenia, tylko ze strachu. Ona także była przerażona. Każdy gówniarz w naszym wieku przyłapany na seksie, by był. 
Doskonale znałem sam siebie. Znałem swoje zachowania z młodości i wiedziałem, że gdybym teraz był sam, to znaczy gdyby moje młodsze ja było samo, pewnie totalnie by spanikowało. Nie powiem, że ta sytuacja nie zrobiła na mnie wrażenia. Przecież ja - dojrzały, także byłem totalnie wystraszony, nawet z tym moim doświadczeniem. Niemniej, w mojej głowie w mgnieniu oka powstawały przeróżne scenariusze tłumaczenia się z tego, co zaszło. Niektóre były bardzo głupie, ale były i było ich mnóstwo. 
Przede wszystkim chciałem gadać, że przecież nic się nie stało, że to tylko seks. Chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, że właśnie to jest najcięższym, po narkotykach, przestępstwem w internacie, że żadne tłumaczenia nie pomogą. Zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku i to w taki sposób. Przecież on musiał dokładnie wszystko widzieć. Już sama tego świadomość doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Zatkało mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...